20 marca, 2014

X. Psychopatka- czyli nieświadomość może zabić

Vivien. Kto to tak w ogóle jest? Zdesperowana psychopatka, która nie cofnie się przed niczym- tak w skrócie.
Ale dokładniej...
Wysoka, niebieskooka blondynka o zabójczo zmysłowych i kobiecych ustach. Jest to chyba jej najładniejsza część ciała. Niejednego faceta wyrwała na usta. Między innymi Mario.
Poznali się na jednej z imprez po wygranym meczu. Szybka rozmowa, kilka drinków, taniec, całowanie a na koniec szybki numerek w samochodzie Niemca. Tak wyglądał jego statystyczny wieczór i noc. Nie wiedząc czemu, dziewczyna zagrzała miejsce w jego życiu na dłużej. Znaleźli wspólny język, dogadywali się, było im dobrze razem. Mało tego! Nawet mieszkali razem. Mimo, że cała ta przygoda trwała ponad rok, Götze nigdy nie był przekonany czy ją kocha. Nawet nigdy jej tego nie powiedział. Było mu dobrze tak jak jest, to znaczy: ona nie czepiała się na jego późne wracanie do domu, traktowali się raczej jak kumple, nie jak typowa para. Dzień zaczynał się szybkim numerkiem, później w ogóle się nie wdzieli, ani nie rozmawiali, przed snem znów seks. I tak codziennie. Mimo tego, Vivien pokochała go. Zaufała, bezgranicznie mu ufała.Wszystko zepsuł Mario. Któregoś wieczora zapomniał, że Vivien jest w domu i przyprowadził tam dwie dziewczyny. Od tamtego czasu stan zdrowia Viv znacznie się pogorszył. Nie mogła uwierzyć, że jej "wielka miłość" ją zdradzała. Coś siadło jej na psychikę. Wylądowała w specjalistycznym szpitalu. Na początku, Mario miał wyrzuty sumienia, ale jak nie ta, to inna, nie?
Nie odwiedził jej ani razu. Zapomniał o niej. Później poznał Thiago i Lili i tak jakoś zleciało.
Mimo, że Vivien teoretycznie wyzdrowiała, lekarze twierdzą, że jest osobą o zdrowych zmysłach, to jednak nie jest tak do końca. Uraz, jaki zostawił w jej pamięci Mario, nie pozwala jej wyzdrowieć. Gdy po opuszczeniu szpitala przyszła do niego, nie miała złych zamiarów. Później dowiedziała się o Lili. W jej rozumieniu, to ona nadal była z Mario, a on znów ją zdradzał. Mimo tego, nie chciała go skrzywdzić. Dlatego ta rozmowa z Lili, by dała mu spokój, później gadka szmatka z Mario. Nie poskutkowało, musiała przejść do konkretów. Mario będzie jej, albo nikogo innego.
<.>
Weszła do pomieszczenia, w którym przebywał Mario. Tutaj miała go dla siebie, tylko dla siebie.
Przeszła wokół niego i wywnioskowała, że śpi. Położyła ręce na jego policzkach i delikatnie zaczęła je masować.
-Mario, wstawaj kotku...
Wyszeptała mu to ucha i delikatnie go pocałowała.
Ten tylko leniwie otworzył oczy i złapał kilka głębszych oddechów powietrza.
-Cześć skarbie.
Odsunęła się od niego i oparła się o stolik.
-Jak długo zamierzasz się w to bawić? Jak długo zamierzasz mnie tu przetrzymywać?
Patrzył na nią spod ciężkich powiek.
-Dopóki się we mnie zakochasz.
Powiedziała z uśmiechem na twarzy po czym bez żadnego wytłumaczenia wyszła z pomieszczenia.
<.>
Następnego ranka, o godzinie jedenastej Thiago leciał na ostatni mecz w tym sezonie, do Dortmundu. Lecą z myślą, że na stadionie głównego przeciwnika do Mistrzostwa podniosą puchar Mistrza Niemiec. Przewaga punktowa między pierwszą, a drugą drużyną w tabeli wynosi bowiem osiem punktów. Lecą spokojnie, jednak bardzo zdeterminowanie. Wiedzą, że Borussia to świetna drużyna o wspaniałych piłkarzach, którzy mogą ich bardzo negatywnie zaskoczyć strzelając im bramki. Głupio byłoby przegrać ostatni mecz, już jako Mistrz.
-Na pewno nie chcesz lecieć? Możesz się jeszcze zdecydować, udobrucham Pepa i pozwoli Ci z nami lecieć.
Jedli śniadanie i oglądali telewizję.
-Nie wiesz mam dziś imprezę z okazji zakończenia naszego sezonu, taka pożegnalna, bo jak wiesz postanowiłam odejść z klubu.
-Nie chcesz zostać tu kolejny rok?
Już nie raz próbował ją odciągnąć od tego pomysłu, ale jest cholernie uparta. Jak coś sobie wymyśli, to dojdzie do tego, choćby nie wiem co!
-Nie. Nie czuję się tutaj dobrze, tutaj jako w klubie. Bardzo chciałabym mieszkać z Tobą, ale tutaj nie znajdę pracy, nie mam dobrego wykształcenia... Poza tym tęsknię za Rafinhą...
-A ja? Sophie? Mario? Za nami nie będziesz tęskniła?
-Z Sophie rozmawiałam. Ona chętnie też zagrałaby w innej lidze. Powiedziałam jej, że jeśli znajdę jakiś klub, spróbuję ją też wkręcić. A co do Ciebie, to przecież możemy się odwiedzać. Nie będzie tak źle.
Uśmiechnęła się do niego.
-A Mario?
Nie dawał za wygraną. Bardzo chciał zatrzymać siostrę przy sobie.
-Mario jak to Mario... Lubię go, nawet bardzo. Ale jakoś nie wydaje mi się, żeby on był osobą, która zdoła mnie tutaj zatrzymać. Poza tym nie odzywa się od kilku dni. Wyjechał bez pożegnania. Tak nie zachowuje się przyjaciel. A wiedział, że wracam do Hiszpanii. Ciekawa jestem czy chociaż przyjedzie, albo zadzwoni się pożegnać...
Przemieszała łyżką w miseczce z płatkami i mlekiem.
-Nie przekonam Cię?
Spojrzał na nią z miną słodkiego szczeniaczka.
-Oj nie rób już tych słodkich oczek! Postanowiłam, dziś wieczorem samolot. Definitywnie postanowione.
Posłała w stronę brata słodki uśmiech i wstając od stołu włożyła miskę do zlewu.
-Uparciuch...
Zaśmiał się i wstał od stołu.
Zabrał swoją torbę na kółkach, w której miał garnitur i całą resztę eleganckich rzeczy, czarną torbę treningową przewiesił przez ciało i stojąc przy drzwiach wyjściowych mocno przytulił siostrę.
-Dolecę do Was za kilka dni. Spędzimy wspólnie te dwa tygodnie, jak za dawnych dobrych czasów.
Wyszeptał jej do ucha.
-Będę czekała na Ciebie na lotnisku.
Pożegnali się. Thiago pojechał na stadion skąd uda się do Dortmundu, a Lili zamknęła za sobą drzwi i wróciła do pakowania ciuchów.
Dlaczego tak na prawdę postanowiła wyjechać?
Chciała odpocząć. Chciała odpocząć od Mario. Naprawdę coś do niego poczuła. Jak już myślała, że jakoś im razem się ułoży, ten zniknął bez słowa, jak jakiś tchórz. Nie zostawił żadnej kartki, nic. Trener też jest na niego zły. Prawdopodobnie jak tylko wróci, to wyrzuci go z klubu. No chyba, że wymyśli jakąś dobrą wymówkę na te nieobecności. Jakby nie było, to prawie tydzień.
Siedząc na torbie, ledwo mogła ją zapiąć, tyle ciuchów tam napchała.
Jaki ma teraz plan? Najpierw leci do Madrytu, bo tylko tam lecą samoloty z Monachium.
Tam pomieszkuje trzy dni u swojej koleżanki ze studiów. Za trzy dni ma dolecieć do niej Thiago i już we dwoje rozpoczynają podróż po Hiszpanii. Na początek w planach mają odwiedzenie Rafinhii. Później na pewno Barcelona, powrót na stare śmienie, a dalej to się już zobaczy.
<.>
Czekał i wiedział, że będzie z nim źle. Pomijając już piekący policzek, który bolał jak cholera, to wszystko go bolało. Klatka piersiowa nadal była obolała po spotkaniu z obcasem Vivien. Głowa pulsowała od uderzenia i osunięcia się na podłogę. Czy może być gorzej?
Jego rozmyślenia nad rychłą śmiercią przerwała wchodząca z tacką Vivien.
-Pomyślałam, że zgłodniałeś.
Postawiła na stołku tackę z kanapkami i jedną wzięła w rękę.
-No kotku, jemy..
Przysunęła mu kanapkę do ust. Ten tylko szczelnie je zacisnął i spojrzał na ścianę.
-Nie chcesz, to nie.
Odłożyła kanapkę i chodząc po pomieszczeniu zaczęła mówić:
-Wiesz, mam dla Ciebie propozycję.
Słuchał ją.
-Mogę Cię wypuścić. Ja wcale nie chciałam Cię tutaj przetrzymywać, ani nic podobnego, sam mnie to tego zmusiłeś... Dlatego mam dla Ciebie propozycję.
Spojrzał na nią. Akurat stanęła naprzeciwko niego.
-Bądźmy razem. Tak jak kiedyś. Będziemy żyć długo i szczęśliwie.
Mówiła z uśmiechem na ustach.
-Chyba oszalałaś! Bo tym co mi teraz robisz, ja mam z Tobą być?! Ty jestem psychicznie chora! Powinni Cię pasami przypiąć do szpitalnego łóżka i nigdy stamtąd nie wypuszczać!
Krzyczał na nią.
Uniosła brwi do góry i podeszła do stolika. Wzięła z niego sznur. Długi i szeroki.
-Co ty robisz?!
Spytał, gdy dziewczyna zawiesiła mu go na szyi Dalej nic nie pamięta.
Vivien zaczęła go podduszać krzycząc przy tym jaką piękną byli by parą. Znów stracił przytomność.
<.>
Pora zacząć się przygotowywać.
Założyła jedną z lepszych sukienek jakie tutaj miała, a mianowicie krótką, do polowy uda turkusową sukienkę z dopasowaną górą bez ramiączek, a dołem rozłożystym i lekko świecącym od brokatu.
Oczy podkreśliła czarnym tuszem i kredką. Na usta nałożyła truskawkowy błyszczyk. Włosy delikatnie przeczesała przez palce i zostawiła w ich naturalnym stanie. Kręcone sprężyki sięgały jej aż do pasa. Nałożyła czarne buty na obcasie i czarną, skórzaną kurtkę.
Gdy była już gotowa zniosła dwie torby obok drzwi. W jednej ciuchy, kosmetyki i cała reszta, w drugiej-treningowej- ciuchy na przebranie, paszport, słuchawki i jakieś tam drobne rzeczy. Spryskała się delikatnie perfumami, wzięła czarną torebkę do której włożyła komórkę i zamykając za sobą drzwi na klucz wyszła z mieszkania.
Wsiadła do jednego z trzech samochodów Thiago. Wybrała mały kabriolet marki BMW w kolorze czerwonym. To jej jedna z ostatnich wycieczek ulicami Monachium.
Jadąc z otwartym dachem rozkoszowała się piękną pogodą. Kalendarzowe lato zaraz się zacznie, nic tylko się cieszyć.
Już po dwudziestu minutach była pod stadionem. Tam, na parkingu przywitała ją Sophie. Ta to się dopiero odstrzeliła... Czarna, obcisła sukienka delikatnie zakrywająca tyłek, buty na wysokim obcasie, włosy spięte w wysoki kucyk i mocny, bardzo wyrazisty makijaż oczywiście w roli głównej były usta pomalowane na krwisto czerwony.
-Chodź, wszyscy są już w środku.
Pociągnęła przyjaciółkę za rękę i razem weszły na stadion. Tam, szerokim korytarzem doszły do jednej z większych sal na tym obiekcie. Zazwyczaj służy ona do urządzania bankietów, albo jakiś posiedzeń zarządu. Dziś odbędzie się tutaj pożegnalna kolacja z okazji zakończenia sezonu na drugim miejscu w tabeli i pożegnanie najlepszego strzelca sezonu-Lili.
Usiadły przy długim, prostokątnym stole. Wokół niego dwadzieścia trzy dziewczyny, wszystkie pięknie poubierane w sukienki, buty na obcasie i w mocnym makijażu. Bardzo rzadki widok dla trenerki, która zazwyczaj widuje je spocone, całe czerwone i z naturalnym wyglądem bez żadnych upiększeń. Sama Pani trener też wyglądała bardzo ładnie. Nieco mocniejszy makijaż, włosy delikatnie pofalowane i sukienka do kolan w kolorze szaro czerwonym.
Przy stole oprócz piłkarek u trenerki zasiedli Panowie z zażądku. Eleganccy Panowie w garniturach zajęli pierwsze sześć miejsce obok Pani trener.
Po wygłoszeniu mowy prezesa i Pani trener nadszedł czas na wypowiedź kapitanki. Wszystkie te trzy osoby mówiły, że są bardzo dumne z wyników drużyny i mają nadzieję, że w przyszłym sezonie sięgną po złoto.
Gdy chwilę po osiemnastej wszyscy myśleli, że to już koniec najnudniejszej części wieczoru, prezes klubu wstał i głośno odkaszlnął, by dziewczyny, które zajęły się już rozmowami poświęciły mu jeszcze kilka chwil.
-Chciałbym jeszcze pogratulować jednej z piłkarek, która siedzi tutaj między nami. Śmiało mogę powiedzieć, że bez niej prawdopodobnie nie cieszylibyśmy się z wicemistrza kraju. Strzeliła ponad połowę bramek. Jest naprawdę świetnym napastnikiem. Dlatego trudno było mi uwierzyć, gdy przyszła do mnie i powiedziała, że po sezonie chce odejść. Nadal nie mogę w to uwierzyć, że opuszcza nas taki skarb. Ale życzę jej jak najlepiej i jestem pewny, że nawet bez Lili Bayern Monachium może triumfować i pokażemy to wszystkim już za trzy miesiące.
Rozległy się głośne brawa na sali, Lili się lekko zawstydziła słysząc te słowa i to z ust prezesa, który jeszcze dwa miesiące temu był skłonny ją wyrzucić. Jej zawstydzenie sięgnęło zenitu, gdy prezes wyciągnął ją na środek.
-Lili, prosimy o kilka słów na pożegnanie.
Stojąc przed swoimi koleżankami z drużyny, przed prezesem i Panią trener kompletnie nie wiedziała co powiedzieć. Stała i tylko się uśmiechała. Nie chciała wygłosić kolejnej mowy o strzelonych bramkach, o tym, że cieszy się z tytułu.. Cieszy się, ale mówili to już wszyscy, nie chciała się powtarzać.
-Wiecie, nie jestem dobra w takich przemówieniach...
Zaczęła bawiąc się swoimi palcami.
-Naprawdę nie wiem co powiedzieć...
Oblizała dolną wargę i wzięła głęboki wdech powietrza.
-Decyzja, o odejściu z klubu nie była łatwa. Nie byłam pewna, czy dobrze robię. Bo przecież nie byłam pewna, czy znajdę jakiś inny klub. Ale nie zmieniłam zdania, chcę spróbować czegoś innego. Ale jedno chcę Wam powiedzieć. Będę za Wami cholernie tęskniła. Ten rok w Bayernie, to piłkarsko najlepszy rok w mojej karierze. I nie tylko w karierze, ale w życiu chyba też. Znalazłam tutaj prawdziwych przyjaciół, dostałam cenne nauki, przestrogi. Nigdy tego nie zapomnę. Nigdy Was nie zapomnę. Chciałabym jeszcze kiedyś móc z Wami zagrać na jednym boisku, oczywiście jeśli mnie przyjmiecie! Pobyt w Monachium, tutaj w Bayernie będę bardzo miło wspominała i za to Wam dziękuję.
Odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała brawa ze strony swoich koleżanek. Uśmiechnięta usiadła znów na swoim krześle i mocno przytuliła się do Sophie, która całą przemowę bacznie się jej przyglądała.
<.>
Nie mógł normalnie przełknąć śliny. Myślał, że gardło zaraz mu eksploduje. Dodatkowo całe go piekło, sznur uszkodził skórę i pozostawił brzydki ślad. To raczej szybko nie zniknie.
Czuł, że zbliża się koniec. Dłużej tutaj nie wytrzyma. Wszystko go bolało, czuł się słabo i fizycznie i psychicznie. Zastanawiał się tylko jak umrze. Czy poprzez uduszenie, czy z głodu...
Gdy przysypiał na krześle, do pomieszczenia weszła Vivien. Od razu przeszła do rzeczy.
-Masz bardzo ładnie w domu.
Przyniosła ze sobą krzesło, na którym usiadła na przeciwko Mario.
-Wzięłam sobie kąpiel u Ciebie, chyba się nie gniewasz. Masz również trochę mniej w lodówce, ten sernik był pyszny!
Mówiła zachwycając się.
-Nie mogę uwierzyć, że można być tak bardzo popapranym...
Wyszeptał. Ledwo mógł mówić.
-Przyniosłam Twój telefon. Często dzwonił.
Wyciągnęła go z kieszeni i zaczęła przeglądać rejestry kontaktowe.
-Dzwonił Thiago, Trener, znowu Thiago z pięć razy, Lili kilka razy...
Wymieniała.
-Lili?!
Nagle jego głos jakby odżył.
-Zależy Ci na niej?
Spojrzała w jego oczy i chytrze się uśmiechnęła.
-A spróbujesz jej coś zrobić!
Jakby czytał w jej myślach.
-I tak jej nie ocalisz, mam wolną rękę.
-Nie warz się!
Krzyknął.
-Spokojnie Mario, ty i tak już wtedy będziesz martwy, no chyba że postanowisz do mnie wrócić...
Nic jej nie odpowiedział tylko patrzył na nią przerażającym wzrokiem.
-Masz czas do dwudziestej pierwszej. Masz wybór. Albo ja, albo śmierć...
Włożyła komórkę do kieszeni i wyszła z pomieszczenia.
<.>
Czuła się wolna, gdy udało jej się wyrwać z sali bankietowej. Wszyscy ją ściskali i życzyli powodzenia w dalszej karierze. Żegnając się z prezesem i trenerką, wraz z Sophie wyszła w stronę parkingu.
-Nareszcie!
Jej mina mówiła sama za siebie. Nie doszła do samochodu, jak ściągnęła buty. Nigdy nie lubiła chodzić na obcasie, ale dziś nogi jakoś szczególnie odmawiały jej posłuszeństwa.
-Nie narzekaj, nie było tak źle.
Uśmiechnęła się Sophie.
-Będę tęsknić za Tobą...
Zrobiła smutną minkę i spojrzała w stronę przyjaciółki.
Już po chwili przyległy do siebie ciałami i mocno je do siebie przyciskały.
-Ja za Tobą też Lils. Ale niedługo się zobaczymy. Znajdziemy jakiś klub w Hiszpanii, albo w Anglii czy gdzieś i będzie dobrze.
-Mam nadzieję.
Przytulały się jeszcze przez kilka chwil, po czym Lili pojechała pod dom Thiago, a Sophie wróciła na imprezę.
Do domu weszła tylko po to, by się przebrać i zabrać swoje rzeczy. Gdzieś pomiędzy chowaniem sukienki do torby, a związywaniem włosów zadzwoniła po taksówkę. Ma jeszcze piętnaście minut.
Upewniła się czy ma wszystko. Paszport, komórkę i pieniądze włożyła do kieszeni od jasnych spodni, słuchawki założyła na uszy i puściła jedną ze swoich ulubionych piosenek. Na czarną koszulkę założyła sweter i biorąc dwie torby wyszła z domu zamykając je za klucz. Przed tym jeszcze zostawiła karteczkę na lusterku z napisem "Już za Tobą tęsknię :*".
Gdy wyszła pod mieszkanie, taksówka już stała. Droga na lotnisko minęła bardzo szybko.

XI.Zakończenie- czyli wielka miłość bez przyszłości
Gdy się ocknął, ona już stała przed nim. Stała jak zwykle uśmiechnięta i bardzo pewna swego.
-To jak, dokonałeś wyboru?
Puściła do niego oczko.
-Zrobisz jej krzywdę?
Bał się, że jeśli wybierze śmierć, to Vivien ze złości zrobi krzywdę również Lili. Ona jest do tego zdolna.
-Nie wiem. To zależy od Twojego wyboru.
Przysunęła krzesło i usiadła na przeciwko niego.
-Daj mi do niej zadzwonić.
Powiedział stanowczo. Dało się wywnioskować po mimice twarzy blondynki, że jest cholernie zaskoczona tym żądaniem.
-Daj mi komórkę, nie powiem co mi teraz robisz, chce z nią tylko porozmawiać, a później.... będę z Tobą.
Aż pisnęła ze szczęście! Udało jej się go przekonać! Grzeczny Mario.
Włączyła w kontaktach numer Lili.
-Ale bez żadnych numerów, bo Cię zabiję!
-Wiem, chce tylko porozmawiać.
Przysunęła mu telefon do ucha, a w głowie już miała myśli o wspólnym życiu za Mario. Przez te kilkadziesiąt sekund usnuła im całe życie! Najpierw sprzedadzą dom Mario, zabiorą wszystko i wyprowadzą się do Francji, tam Mario kupi wielką willę gdzieś na wzgórzu z widokiem na morze. Wezmą ślub, będą mieć czwórkę dzieci, dwie dziewczynki i dwóch chłopców o imionach Kaila, Jackob, Tom i Nina. Wszystkie to słodcy blondyni o niebieskich oczkach- po mamie. Utalentowane- to tacie. Cud rodzinka. Szkoda tylko, że tatuś miał zupełnie inne plany.
Pierwszy sygnał, drugi...
-Nie odbiera?
Posmutniał. Bardzo chciał z nią porozmawiać, a to może być ostatnia okazja. W końcu odebrała.
<Mario? Człowieku! Gdzie ty się podziewasz?>
<Nawet nie wiesz Lili jak się cieszę, że Cię słyszę! Słuchaj, to trochę skomplikowane, wytłumaczę Ci później powiedz lepiej gdzie ty jesteś, co robisz? Jak sezon się skończył?>
<Czyli zapomniałeś... Na lotnisku. Za piętnaście minut mam samolot. Lecę do Hiszpanii, na zawsze. Mówiłam Ci, ale najwyraźniej jakieś wakacje są dla Ciebie ważniejsze niż ja...>
<To nie tak! Nie mogę Was odwiedzić, siła wyższa...>
<Rozumiem. Fajnie, że zadzwoniłeś. Może kiedyś odwiedzisz mnie, w Hiszpanii.>
<Bardzo bym chciał. Dobrego lotu>
<Trzymaj się>

Vivien zabrała komórkę od ucha i z uśmiechem usiadła naprzeciwko niego.
-Pożegnałeś się? Bo teraz całe życie spędzisz u mego boku.
Chytrze się zaśmiała. Mario tylko uśmiechnął się w duchu. Wiedział, że teraz może spokojnie umrzeć. Vivien nie znajdzie Lili. Jest bezpieczna.
<.>
Aż zrobiło jej się cieplej na sercu po rozmowie z Mario. Jego głos sprawił, że przez chwilę miała wątpliwości, czy pojechać... Ale głos stewardessy mówiący, że trzeba wsiadać na pokład samolotu rozwiał wszelkie wątpliwości. Przeszła kontrolę i szczęśliwa usiadła na swoim miejscu w samolocie.
Ciekawiło ją, jak siła wyższa zabrania mu spotkania się z nią... Może kiedyś się dowie. Teraz, leci do Hiszpanii i nic, nawet krótkie zauroczenie Mario tego nie zmieni. On nie był dobrą partią dla niej. Doszło do niej to dopiero tutaj, gdy samolot był już setki metrów nad głowami przechodniów. Cieszyła się z tego lotu. Wiedziała, że dobrze wybrała.
<.>
-To jak Mario, mogę Cię oficjalnie przedstawiać jako mojego chłopaka? Znów?
Delikatnie uśmiechnęła się w jego stronę i pogłaskała go po rozciętym policzku. Powoli robiła się na nim blizna. Długa, czerwono brązowa linia, która od kilku dni jest już porośnięta strupami.
-Bierz te łapy!
Krzyknął.
-Naprawdę myślałaś, że uda Ci się mnie przekonać do związku z Tobą? W taki sposób? Jesteś kurwa nienormalna! Współczuję każdemu, kto kiedykolwiek z tobą był, albo będzie! Powinnaś gnić w więzieniu, bo Tobie nic innego się nie należy!
Zrobiło jej się smutno. Naprawdę posmutniała po tych słowach. Nie odpowiedziała nic, tylko wyszła z pomieszczenia.
Odetchnął głęboko. Czuł się szczęśliwy. Wiedział, że teraz Vivien na pewno go zabije, Lili jest bezpieczna. Wszystko dobrze się ułożyło. Przynajmniej tak myślał.
Blondynka wróciła do pomieszczenia z małym kanistrem na benzynę, olejem, jakimś drutem, garnkiem, kuchenką gazową i kilkoma innymi rzeczami.
-Teraz dopiero poznasz moją nienormalną stronę.
Uśmiechnęła się i zaczęła przygotowywać sobie wszystko do ostatniej zabawy z Mario.
Ten tylko z przerażeniem patrzył, jak Vivien podłącza kuchenkę, kładzie na niej garnek i wlewa do pełna olej. Drut, wygina w taki sposób, by można było coś na niego nabić. Ostrzy nóż. Benzynę i zapałki odkłada na chwilę nieco dalej. Bierze białą szmatkę i podchodzi w stronę Mario.
-Wolisz zimę czy lato?
-A na co Ci to wiedzieć?!
Spytał zdziwiony.
-Wolisz zimę czy lato?
Powtórzyła pytanie. On jej a nie nie odpowiedział.
-Jeśli lato, to zaraz zgotuję Ci tutaj prawdziwy upał.
Uśmiechnęła się i zawiązała mu szmatkę na ustach tak, że nie mógł nic mówić.
-Czas zacząć zabawę.
Wlała do szklanki trochę podgrzanego już oleju. Nie była bardzo gorący, ale spokojnie mógł poparzyć. Wylała go prosto na udo piłkarza śmiejąc się przy tym wniebogłosy. A raczej w piekłogłosy.
Mario tylko jęknął z bólu i zaczął ruszać nogami. Już wiedział, że to będzie długa i bolesna śmierć. Bo w sumie czego mógł spodziewać się po Vivien?
Druga szklanka, która została wylana na drugą nogę. Olej już znacznie cieplejszy.
Gdy wylewała mu olej na klatkę piersiową, był tak gorący, że przerwał koszulkę, a jego skóra automatycznie zrobiła się cała czerwona i zaczęły na niej wyrastać białe bąble.
-Boli, kochanie?
Widziała, że Mario ledwo wytrzymuje z bólu. Wije się na krześle, próbuje uciec, lecz na marne. Krzyczy z bólu. Powoli umiera...
-Wiesz, jesteś bardzo odważny. Ale nie wiem, czy w Twoim przypadku to był najlepszy wybór...
Spojrzał na nią już prawie zamkniętymi oczami.
-Przejrzałam Cię. Powiedziałeś mi, że będziesz ze mną tylko po to, by móc porozmawiać z tą dziwką. Ja Ci pozwoliłam, a ty później się rozmyśliłeś. Wiem czemu. Dowiedziałeś się, że ona wyjeżdża. Myślisz, ze będzie bezpieczna?
Było widać przerażenie w jego oczach. On już wiedział, co zaraz powie.
-Nie będzie bezpieczna. Byłeś tak głupi, że myślałeś, że nie słyszałam rozmowy? Dobrze wiem, że poleciała do Hiszpanii.A poza tym, mam Twój cholerny telefon. Wystarczy, że napiszę do niej gdzie jest, bo chce się z nią spotkać. Gadka szmatka i będzie jęczała tak jak ty.
Uśmiechnęła się, a Mario czuł się tak bezradny, że zaczął płakać. Nie wybaczy sobie, jeśli Lili stanie się coś złego.
-Nie płacz idioto! Jesteś słabszy niż baba. Nic nie jesteś wart. Zwykły chuj i tyle.
Wylała na niego kolejną szklankę oleju.
Chłopak był już na wpół żywy.
-Tak więc powiem Ci, co teraz zamierzam. Pozbędę się Ciebie. Wcześniej trochę Cię jeszcze poparzę, później może poodcinam Ci kawałki ciała? Co ty na to?
Stała na przeciwko niego i mu to mówiła.
-A później się podpalę. Nikt się nigdy nie dowie jak zginął boski Mario Götze. A gdy już uporam się z Tobą, wyjadę do Hiszpanii. Znajdę tą małą dziwkę i obiecuję, będzie cierpiała bardziej niż ty. Możesz być tego pewny. I wiedz, że to Twoja wina. Bo ja nie chciałam, by to wszystko miało miejsce. Gdybyś od początku ze mną był, dziś mieszkalibyśmy we Francji wszyscy byli by szczęśliwi. Ty byś żył, ona też. A tak... Dwa trupy więcej. Jej śmierć to Twoja wina. Możesz czuć się winny, pozwalam.
Kolejna szklanka z olejem na ciało.
-Dobra kotku, bo zarezerwowałam lot na rano, a chciałabym się jeszcze trochę przespać. Jak trafisz do piekła, do pozdrów ich szefa, powiedz, że jeszcze trochę pobawię się tutaj na ziemi, a później razem z nim będę urzędować w piekle.
Zabrała swoje rzeczy i wyniosła je na zewnątrz. Wróciła po chwili.
-Wiesz Mario..
Ściągnęła mu szmatkę z ust.
-Chcesz coś powiedzieć?
-Kocham Cię Lili. Przepraszam...
Spuścił głowę w dół, a Vivien aż się zagotowała! Nie to miał powiedzieć. Wzięła ostatnią szklankę z olejem i wylała mu ją prosto na twarz tym samym wypalając oczy.
-AAAAAAAAAAAA!!!
Rozległ się krzyk po pomieszczeniu. Zapomniała, że Mario ma odsłonięte usta.
Krzyczał i płakał dobre dwie minuty cały czas rzucając się na krześle.
Vivien w pośpiechu rozlała benzynę wokół krzesła Mario i po nim samym też. Wzięła zapałki i robiąc drużkę z benzyny za sobą, doszła aż do drzwi. Stojąc przy nich patrzyła na Mario, który nieudolnie próbował przetrzeć twarz. Był cały okaleczony. Aż przez chwilę zrobiło jej się smutno. Ale gdy rzuciła zapałkę na benzynę, od razu jej humor się poprawił. Ogień szybko doszedł do Mario. Płonął w ogniu miłośći, jaką Vivien go darzyła.
-Trzymaj się, Mario.
Zamknęła za sobą drzwi.
Męczarnie Mario trwały koło dwóch minut. Czuł jak ogień dobiera się do jego całego ciała. Był bezsilny, niemal martwy. Ale i tak większy ból sprawiał mu fakt, że wydał na śmierć Lili. Wiedział, że Vivien nigdy nie spocznie, nie spocznie, póki nie zabije Lili. On już nie mógł nic z tym zrobić. Umarł.



#######

Łaał, serio. jestem dumna z tych rozdziałów! no normalnie moje ulubione, takie... POZYTYWNE :D
hahaha, a tak serio, to mam nadzieję, że nie uważacie mnie po przeczytaniu tego opowiadania za jakąś psychicznie chorą, czy coś... Ja tylko spełniałam życzenie mojej przyjaciółki, która również darzy wieeeelką miłością Mario :* ( sarkazm, czuję sarkazm!)
Tak więc co ja tu jeszcze chcę dodać...
W sumie to nic takiego. Teraz wracam do do historii o Marcu i Shanti i chce się w całości na niej skupić. Tam nowy rozdział dodam jakoś w okolicy soboty- niedzieli.
Gdyby ktoś nie pamiętał linku to łapcie: http://zapomniec-wszystko.blogspot.com/
Więc żegnam i muszę Wam powiedzieć, że bardzo nie mogę doczekać się Waszych komentarzy :*
CZEŚĆ!

16 marca, 2014

VIII. Niby dobrze, jednak nie- czyli nieproszony gość

Gdy tylko ją ujrzeli, wstali z miejsc i zaczęli iść w jej kierunku. Spotkali się przy barierce oddzielającą murawę od trybun dla "Vipów".
-Podobało się?
Szli wzdłuż barierki, do wyjścia na murawę.
-No pewnie! Dwie bramki i to po powrocie, nieźle mała!
Mówił dumny Thiago. Mario tylko szedł obok niego z rękami w kieszeni i nic nie mówił.
Już po chwili stali na zielonej murawie i przyglądali się kilku ludziom, którzy zbierali śmieci na trybunach.
-Musimy jakoś uczcić Twoje wyczyny, co powiecie na kolacje dziś wieczorem?
Zaproponował Thiago gestykulując przy tym rękami.
-Ja planów nie mam, więc czemu nie, a ty, Mario?
Zwróciła się do chłopaka, który do tej pory błądził wzrokiem po całym stadionie, po wszystkim, tylko nie zawiesił wzroku na brunetce.
Zawahał się. Nie był pewny, czy powinien spędzać czas z Lili. Bo przecież reporterzy... Tak, to była tylko wymówka. On nie chciał dać jej znów do zrozumienia, że się w niej zakochał.
-Dobra. Mi pasuje.
Odpowiedział w końcu lekko upuszczając nagromadzone powietrze w jego ciele.
-No i świetnie! Przyjedziemy po Ciebie koło dwudziestej. Bądź gotowy.
Zaśmiał się Thiago i sięgając po piłkę, która wypadła z torby jego siostry zaczął biegać za nią po boisku.
-Wolisz zjeść dziś makaron, kurczaka, czy może całkiem coś innego?
Założyła ręce na piersi i przyglądając się chłopakowi uśmiechnęła się lekko w jego kierunku.
-Zdam się na Ciebie. Znaczy na Thiago. Znaczy na Was.
Jąkał się. To tylko upewniło dziewczynę, że między nimi nie ma czystej, koleżeńskiej relacji. Tego się bała.
-Wracasz teraz z nami, czy przyjechałeś swoim autem?
Kontynuowała pytaniem.
-To Thiago przyjechał ze mną.
-A, okey.
Uśmiechnęła się i poszła do brata, który wykonywał rzuty karne na pustą bramkę. Mario został sam i siadając na schodkach przy murawie przyglądał się grającemu rodzeństwu.
Nie mógł odciągnąć od niej wzroku. Jej rozpuszczone, czarne włosy, które falowały na wietrze, jej mimo, że miała na sobie luźną koszulkę i spodenki i jakby nie było grała w piłkę, kobiece ruchy tylko go upewniały w tym jak bardzo ta dziewczyna mu się podoba. Chyba wpadł po same uszy.
Po jakiś dziesięciu minutach ciągłego wlepiania oczu w dziewczynę wstał ze schodów i pogonił tamtą dwójkę do kończenia gry. Jak powiedział, chciał jeszcze odpocząć przed kolacją.
Gdy wsiadali do samochodu Niemca, znów zauważyli fotoreportera. Nadal ich śledził, nadal nie dał sobie spokoju.
Jak najszybciej odpalił samochód i pojechał pod mieszkanie Thiago.
<.>
Odetchnął z ulgą, gdy zamknął za sobą drzwi od domu. Całą drogę nie powiedział żadnego głupstwa, zachowywał się w miarę normalnie. Nawet udało mu się porozmawiać z Lili o jej dzisiejszej grze.
Zegar ścienny wiszący w kuchni nad drzwiami wskazywał godzinę siedemnastą czterdzieści osiem. Zrobił sobie dwie kanapki, nalał do szklanki soku i usiadł do stołu. Siedząc włączył radio, które stało na lodówce. Jakiś wolny, miłosny kawałek leciał. O kim pomyślał słuchając go? Żadna niespodzianka, o Lili.
Dwie minuty przed szóstą talerz leżał już w zlewie, radio zostało wyłączone, a w zamian grał telewizor w salonie, natomiast Mario brał prysznic w łazience na piętrze.
Odświeżył się po całym dniu, nałożył nowe, bardziej eleganckie ciuchy, poprawił fryzurę i poszedł do swojego pokoju.
Siedząc w ciemnych jeansach i białej, odpiętej na dwa ostatnie guziki koszuli położył się na łóżko.
-Mario, ty idioto...
Powiedział sam do siebie lekko się przy tym uśmiechając.
-Jak mogłeś się w niej zakochać...
Nadal się uśmiechał, teraz już z zamkniętymi oczami.
-W sumie to Ci się nie dziwie... Taka dziewczyna...
Zakończył i wyciągnął telefon z kieszeni. Dwadzieścia po dziewiętnastej. Pora niedługo się zbierać. Rodzeństwo Alcânatara zawsze jest przed czasem.
Założył buty, które stały na półce w garderobie, włożył w dziurkę w uchu małego, srebrnego kolczyka i skropił swoją szyję i koszulę perfumami.
Przed wyjściem z sypialni, przejrzał się w lusterku, które wisiało na drzwiach wewnętrznych szafy.
-No Mario, jeżeli uda Ci się ją w sobie rozkochać, to będziesz wielki.
Tak, tak właśnie brzmiał plan Mario. Doszedł do wniosku, że nie uda mu się w niej odkochać. Jedyne rozwiązanie to sprawienie, by to ona poczuła coś więcej do niego.
Włożył do portfela kilkaset euro i komórkę. Zamknął drzwi od sypialni i zszedł na parter.
Gdy siedział przed telewizorem i oglądał powtórki z ostatniego meczu Bayernu, usłyszał dzwonek u drzwi. Było dopiero trzydzieści dwa po. Coś wcześnie.
-Idę! Idę!
Krzyknął, gdy podchodził do drzwi. Otworzył białe drzwi i omal nie zszedł za zawał. To nie była Lili, ani tym bardziej Thiago.
Jego oczom ukazała się blondynka ubrana cała na czarno, której kaptur zakrywał niemal całą twarz.
-Vivien?
Stał z szeroko otwartymi oczami i nie wierzył w to co widzi.
-Mogę wejść?
Ściągnęła kaptur z głowy i nie czekając na pozwolenia weszła do środka.
-Ładnie tutaj masz, nieźle się urządziłeś.
Mówiła chodząc po mieszkaniu. Mario tylko z przerażeniem w oczach chodził za nią.
-Po co przyszłaś?
Ta tylko spojrzała na niego i delikatnie się uśmiechnęła.
-Chciałam sprawdzić jak Ci się żyje. Ty mnie nie odwiedzałeś, więc ja musiałam przyjść do Ciebie.
Chodziła po salonie i przyglądała się zdjęciom stojącym na komodzie.
-Nie wiedziałem, że Cię wypuścili. Kiedy wyszłaś?
Stał przy drzwiach i cały czas bacznie przyglądał się blondynce.
-Miesiąc temu. Ale już od dawna wszystko było ze mną w porządku. Jestem zdrowa.
Jej wzrok zatrzymał się na zdjęciu na którym były trzy osoby.
-Ładna, Twoja dziewczyna?
Wskazała palcem na kręcono włosą brunetkę.
-Nie, to siostra kolegi.
-Zapewne...
Powiedziała jakby sama do siebie i odwróciła się przodem do Mario.
-Mario, powinniśmy znów być razem. Pamiętasz jak było nam cudownie? Znów możemy spróbować.
Podeszła do niego i chwyciła go za obie dłonie. Ten automatycznie jej od niej zabrał i schował do kieszeni odchodząc dwa kroki do tyłu.
-Nie Vivien, nie możemy być razem. Ja Ciebie już nie kocham.
Powiedział pewnie, mimo to w jego oczach nadal było widać strach.
-Jesteś tego pewien?
Zacisnęła ze złości pięści.
Ten tylko kiwnął głową.
-Zobaczymy. Pamiętaj. Jesteś tylko mój.
Minęła go w drzwiach i zaczęła kierować się w stronę wyjścia.
-Nie chcę Ci nic zrobić Mario. Nie prowokuj mnie do tego.
Wyszeptała tak, że Mario nic nie zrozumiał i wyszła z jego domu.
Przerażony zamknął drzwi na klucz i pobiegł do kuchni, z której widok z okna była na przód domu. Na podwórku już jej nie było. Zniknęła za białym murem. Dopiero teraz doszło do niego, że ona już od dawna musiała go śledzić i przyglądać mu się. Czemu? Bo inaczej skąd znałaby kod otwierający bramę? Był naprawdę przerażony. Wiedział, do czego ta dziewczyna jest zdolna. Widział, ale nie zareagował.
Gdy siedział w kuchni znów usłyszał dzwonek u drzwi. Na szczęście, gdy je otworzył nie była to Vivien.
-Gotowy?
Spytała ubrana w turkusową, obcisłą spódniczkę do połowy uda, białą bokserkę, czarną skórzaną kurtkę i czarne buty na wysokim obcasie brunetka. Udało jej się zrobić porządek z włosami. Nie były już powyginane we wszystkie strony świata. Zbierając po większym kosmyku i z prawej i z lewej strony, przeciągnęła je na tył głowy i tam spięła z odrobiną innych włosów w ładną kokardkę. Pozostałe włosy delikatnie zakrywały jej plecy. Wyglądał bardzo, bardzo ładnie przez co też Mario podziwiający jej ciało nie odpowiedział na jej pytanie, bo po postu go nie usłyszał.
-Eeej, Götze? Idziesz?
Wskazała na samochód brata stojący na podjeździe.
Dopiero gdy Thiago zatrąbił otrząsnął się, zamknął drzwi na klucz i za Lili ruszył w stronę białego lamborghini.
<.>
-Wznieśmy toast!
Thiago podniósł kieliszek z białym winem i spojrzał raz na siostrę, raz na Mario, którzy siedzieli naprzeciwko niego.
Thiago wybrał jedną z najdroższych restauracji, dodatkowo wykupił najdroższy stolik na dachu restauracji. Siedzieli pod gołym niebem, gwiazdy i lampiony rozświetlały im ten jakże przyjemny wieczór. Wokół nie było nikogo, tylko oni, stolik, wino i wspaniałe jedzenie.
-Za to, by nasze wieczory zawsze mogły tak wyglądać i żebyśmy spędzali je w takim towarzystwie.
Zakończył i uderzył w kieliszki pozostałej dwójki. Upili po łyku wina ze swojego kieliszka.
-A ja chciałbym wznieść toast za Lili.
Zaczął Mario patrząc na brunetkę, która najwyraźniej się zawstydziła, gdyż na jej policzkach pojawiły się małe rumieńce.
-Za to, by co mecz strzelała tak piękne bramki, by gra w piłkę zawsze dawała jej tyle szczęścia ile daje w tej chwili.
Jak bardzo by tego chciała...
<.>
Spędzili w restauracji blisko dwie godziny. Było naprawdę miło. Śmiali się, wygłupiali. Tak jak dawniej. Bez żadnych miłosnych podtekstów.
Przy wyjściu z lokalu oczywiście nie obeszło się bez kilku fanów i paparazzich.
-Znów będą pisać, że jesteśmy razem...
Westchnęła głęboko Lili wyglądając przez okno samochodu na ludzi stojących zaraz obok.
-Sama mówiłaś, nie ma czym się przejmować. Napiszą, to trudno. Ważne, że my wiemy jak jest naprawdę.
Mówił odwracając się w stronę dziewczyny, która siedziała na tylnym siedzeniu.
-Masz rację.
Posłała mu ciepły uśmiech, a Thiago powoli odjechał spod restauracji.
-Prosto do domu Mario?
Byli już na głównej drodze, gdy zadał to pytanie.
-No jeżeli nie mamy dalszych planów.
Piąty bieg, noga w podłogę i niemal dwieście na zegarze. Można sobie pozwolić na takie jazdy, gdy ma się czym jeździć, plus ma się gdzie. O tej godzinie samochodów na Monachijskich ulicach prawie nie było. Trzeba korzystać z takiego cuda, jakie teraz prowadzi Thiago.
-Może wejdziecie?
Wysiadł już z samochodu.
Thiago z Lili tylko popatrzyli po sobie. W sumie to czemu nie wydawali się oboje mówić.
Siedząc w salonie nie wiedzieli właściwie co mają robić. Alkohol odpada, bo Thiago przecież prowadzi, na jedzenie za późno, bo trzeba dbać o sylwetkę, a poza tym najedli się w restauracji. Spędzili blisko godzinę na samych rozmowach.
-Dobra Mario, my już idziemy. Późno, a jutro przed południem trening...
Thiago wstał z kanapy i przeciągnął się.
-W porządku, dzięki za dziś.
Uścisnął przyjacielowi rękę w geście pożegnania.
Lili widząc, że powoli będą wychodzić, niby przez przypadek zostawiła swoją kurtkę na kanapie. Przytuliła Mario na pożegnanie i razem z Thiago wyszła z domu piłkarza.
-Chyba nie było tak źle, no nie?
Zaczął Thiago i zapiął pasy.
-Nie, było całkiem w pożądku. Znowu jutro przeczytam o związku z Mario, ale już się tym nie przejmuję.
Chwyciła się za ramiona i szybko przejechała rękami po nich. Widziała, że Thiago już rusza, musiała szybko działać.
-Zimno tutaj...
Spojrzała na brata, ten już rozglądał się czy nic nie jedzie.
-Poczekaj, zostawiłam kurtkę u Mario, zaraz wrócę.
Wysiadła z samochodu i podbiegła pod bramę, wpisała kod i stanęła pod drzwiami.
Chciała z nim porozmawiać tak sam na sam. Przez te ponad cztery godziny nie miała czasu.
-Lili? Co ty tu znowu?
Otworzył jej drzwi.
-Zostawiłam kurtkę...
Weszła do środka i poszła prosto do salonu. Kurtka nadal tam leżała.
-No, to już wszystko.
Założyła na siebie kurtkę i lekko się uśmiechnęła. Czekała by to Mario pierwszy zaczął rozmowę. Lecz gdy już stała przy drzwiach i po raz drugi miała się z nim żegnać, zwątpiła, by poruszył ten temat.
Bo w sumie... Może mu przeszło? Cały wieczór zachowywał się jak najbardziej normalnie. Może już nie jest w niej zakochany? Tak przynajmniej myślała.
-Podobał Ci się wieczór?
Oparła się głową o drzwi i spojrzała na Mario.
-Lepsze to, niż siedzenie samemu w domu.
Odpowiedział jakby od niechcenia. Znów wydawało jej się, że tylko robi sobie głupie nadzieje myśląc, że coś do niej czuje.
-To cześć Mario.
Odwróciła się i chwyciła za klamkę od drzwi.
-Czekaaaj...
Przeciągnął i chwycił ją za rękę odwracając ją przodem do siebie.
-No?
Ten tylko lekko się uśmiechnął i wyciągnął ręce jak do przytulenia.
-Nie pożegnasz się?
Zaśmiała się pod nosem i wtuliła swoje ciało w Mario. Przez te kilkanaście sekund stała i rozkoszowała się zapachem jego perfum. Pachniał tak ładnie...
-Zobaczymy się jutro?
Spytał bawiąc się jej włosami i cały czas przyciskając ją do swojego ciała.
-Możesz przyjechać po mnie po treningu. Kończę o czternastej.
-Będę na pewno.
Puścił dziewczynę i gdy ta spojrzała na niego pocałował ją delikatnie w policzek i otworzył jej drzwi.
-Do jutra.
Uśmiechnęła się i zniknęła za białym murem.
<.>
Był tak bardzo szczęśliwy, że mógłby góry przenosić! Czuł, że między nimi zacznie się wszystko układać. Dała mu wyraźnie do zrozumienia, że również coś do niego czuje, tak przynajmniej mu się wydawało.
Gdy leżała na kanapie i rozmyślał o Lili, usłyszał stukanie u drzwi.
-Lili?
Powiedział po cichu i z uśmiechem na twarzy podszedł do drzwi. Może znowu coś zapomniała? Jak dla niego, to mogła przyjść tak o, mógłby na nią patrzeć bez przerwy.
Uśmiech z jego twarzy zniknął, gdy zobaczył postać stojącą przed nim.
-Vivien?
To było ostatnie co powiedział. Już po chwili został uderzony tępym narzędziem w głowę i straciwszy przytomność upadł na ziemię.

I jeszcze jeden rozdział :)
Ten i następne dwa rozdziały są pisane na specjalne zamówienie Pauliny, tak więc masz i się ciesz :)

IX. Początek kary- czyli kobieta nigdy nie zapomina

Głowa mu dosłownie pękała. Nie był w stanie otworzyć oczu, nic nie słyszał, nie mógł nic powiedzieć. Czuł tylko smród, jakby odór zgniłego mięsa. Mimo, że nic nie widział, wiedział, że nie jest w swoim domu. Z każdą sekundą coraz więcej sobie uświadamiał. Delikatnie otworzył oczy. Widział wszystko jak za mgłą. Same czarne, szare i brązowe plamy. Nic więcej. Chciał spróbować wstać, jednak zorientował się, że jest przywiązany do krzesła. Nie mógł się rozwiązać, ani przetrzeć nawet oczy, gdyż obie ręce miał przywiązane z tyłu krzesła na którym siedział. Po kilku chwilach widział już normalnie. Siedział w jakimś garażu, piwnicy albo jakimś magazynie. Nie mógł jednoznacznie stwierdzić. Dookoła nie było niemal nic. Żadnych okien. Tylko duże, blaszane drzwi zamykane na kilka spustów. Ściany były w szarym kolorze, mimo to było widać wychodzący spod nich tynk. Niemal w każdym rogu ściany był, czarny, śmierdzący grzyb. Na podłodze jakieś gazety i tapczan. Tapczan, z którego sprężyny same wychodziły. Był jeszcze stół. Mały, drewniany stoliczek na którym były powycinane zdjęcia z gazet, nożyczki, klej i sznur. Siedział za daleko, by zobaczyć co jest na tych wycinkach, nie mógł również sięgnąć po nożyczki, by się wydostać. Próbował doskoczyć po nie, jednak nie udało mu się.
Zaczął się rozglądać. Nie widział innej opcji na ucieczkę, na ratunek, więc zaczął krzyczeć.
-Pomocy! Halo! Czy ktoś mnie słyszy?!
Bez żadnego odzewu. Nie miał pojęcia co zrobić. Nie widział, jak długo tutaj siedział. Nie wiedział co dokładnie się stało. Czuł tylko ból głowy, był nie do wytrzymania.
Mijały minuty, godziny, a na jego wołania nikt nie odpowiadał. Zmęczony i wyczerpany zasnął z nadzieją, że to tylko zły sen, że zaraz obudzi się w swoim ciepłym, wygodnym łóżku.
<.>
Trening skończył się chwilę po czternastej. Jak najszybciej wzięła prysznic, przebrała się w czyste ciuchy i wyszła ze stadionu. Ku jej zdziwieniu, Mario nie było. Usiadła na murku i wyciągnęła komórkę.
-Na kogo czekasz?
Usłyszała, gdy już wykręcała numer do Niemca.
-Na Mario.
Schowała telefon.
-To jednak jesteście razem?!
Aż pisnęła ze szczęścia i stając na przeciwko przyjaciółki położyła swoje dłonie na jej kolanach.
-Nie, znaczy nie wiem... Chyba jeszcze nie...
Zaczęła się jąkać.
-Jeszcze!? Jeju! Lili się zakochała!
Przytuliła przyjaciółkę.
-Nie zakochała... Ale jestem ciekawa, jakby to było. Póki co mamy się tylko spotkać, nic więcej. Zobaczymy co z tego wyniknie... Jeżeli los chce, żebyśmy byli razem, to ja mu w tym przeszkadzać nie będę. Ale póki co, to raczej jest na odwrót. Bo nie przyjechał. Widocznie ma coś lepszego do roboty niż spotykanie się ze mną.
Zrobiła smutną minę.
-Przyjedzie, zobaczysz. Jak chcesz, to poczekam z Tobą.
Jak powiedziała, tak zrobiła. Siedziały i czekały na Mario blisko godzinę, ten jednak się nie zjawił.
-I co ja głupia myślałam?!
Wyleciała nagle Lili wstając z murku.
-Bawi się ze mną. Idiota.
Przewiesiła przez ramię torbę.
-Ja idę do domu, zostajesz?
Zerknęła na blondynkę i zaczęła iść w kierunku swojego mieszkania.
-Może coś mu wypadło? Może trening się przedłużył?
Próbowała jej poprawić humor.
-To mógł napisać, a nie ja głupia siedzę i czekam. Teraz to już całkiem się na niego wkurzyłam. Sam proponuje, umawia się, a potem nie przychodzi... Niepotrzebnie w ogóle zawracałam sobie nim głowę... Trudno, nie ten to inny. Poza tym, on nawet mi się nie podobał.
Wzruszyła ramionami.
Rozstały się przy głównej ulicy na skrzyżowaniu. Sophie pieszo poszła do swojego domu w centrum Monachium, a Lili autobusem podjechała pod mieszkanie jej i Thiago.
Brunet już był w środku i przygotowywał obiad.
-Cześć.
Odłożyła klucze na kuchenny blat, rzuciła torbę na schody i usiadła do stołu przyglądając się bratu.
-Cześć. Wolisz ryż, czy makaron?
Mieszał kurczaka z warzywami na patelni.
-Makaron.
Ściągnęła bluzę i powiesiła ją na krześle.
Już po kilkunastu minutach jedli to coś, co przygotował Thiago. Nie było najgorsze. Brakowało soli, pieprzu, sos był za rzadki, a makaron lekko rozgotowany. Ale dało radę zjeść.
-Byłaś na treningu?
Spytał.
-Tak? A czemu miałabym nie być?
-Lili... Nie możesz opuszczać treningów. Jeszcze teraz jak miałaś tą akcję z prezesem...
-O co Ci chodzi?! Byłam na treningu!
Prawie krzyknęła. Nie miała pojęcia dlaczego brat twierdzi, że go okłamuje.
-Byłaś? Na pewno?
Pytał podejrzliwie.
-Mam Ci pokazać brudną i zapoconą koszulkę?
Ten tylko przecząco pokręcił głową i włożył pusty talerz do zmywarki.
-Myślałem, że byłaś spotkać się z Mario. Bo nie było go na treningu... Widocznie coś mu innego wypadło.
-Miałam się z nim spotkać, ale po treningu. Też się zdziwiłam, gdy nie przyjechał.
Zrobiła to samo co brat i upiła łyk soku z butelki, która stała w lodówce.
-Nie mówił Ci nic? Że miał gdzieś jechać, albo coś?
Wyjrzała przez okno.
-A co, obchodzi Cię?
-No jasne, że tak! To w końcu mój przyjaciel, nie? Twój chyba też.
Thiago tylko lekko się uśmiechnął spoglądając na siostrę.
<.>
Do wieczora siedzieli w domu. Thiago przez telewizorem grając w Fifę, a Lili przed komputerem rozmawiając z Sophie i szukając nowym ciekawych informacji na temat swój i Mario. Mimo, że już tak bardzo nie denerwowała się tym, ale nadal jej to nie pasowało. Jednak chęć przeczytania tych bzdur była większa, więc przemierzała internet w poszukiwaniu artykułu.
Związek Mario z Lili ma się jak najlepiej!
Tak brzmiał tytuł artykułu, który Lili znalazła na jednej z plotkarsko-sportowej stronie.
Po ponad dwutygodniowej przerwie, jaką zrobiła sobie ta dwójka, znów wszystko wskazuje na to, że są razem. Mario wraz z Thiago Alcântarą widziani byli na meczu żeńskiej sekcji Bayernu Monachium, w której gra Lili. Dodajmy, że utalentowana piłkarka strzeliła dwie bramki.
We troje wieczorem zjedli kolacje w jednej z najdroższych restauracji w mieście. Nie mogliśmy do nich wejść i sprawdzić na własne oczy, ale nasz informator poinformował nas, że owa dwójka cały wieczór trzymała się za ręce i śmiała się.
Po kolacji zawitali w domu Götze i spędzili tam kilka godzin. Tylko dlaczego we wszystkim towarzyszył im Thiago? Czyżby bał się o swoją młodszą siostrę? Może sprawuje rolę przyzwoitki? To postaramy dowiedzieć się i już niedługo przekażemy Wam tą jakże ciekawą informację.

Na stronie zamieszczone było jeszcze kilka zdjęć z wczorajszego wieczoru.
Aż śmiać jej się chciało, gdy to czytała. Takie brednie...
<.>
Usłyszał otwierające się drzwi. Fakt, nie było trudno nie usłyszeć. Pisk, a może raczej zgrzyt rozszedł się po całym pomieszczeniu. Już po chwili usłyszał podobny zgrzyt, lecz lekko cichszy-drzwi się zamknęły. Teraz tylko słyszał stukanie, chyba obcasów o betonową podłogę. Czuł, że ten ktoś stoi przed nim i mu się przygląda. Chciał zobaczyć kto to jest, jednak nie miał nawet siły, by otworzyć choć jedno oko.
-Wstawaj!
Krzyk, a zaraz potem kubeł zimnej wody wylany prosto na twarz. Była naprawdę lodowata, aż na sekundę zabrakło mu powietrza, nie mógł złapać oddechu. Ale w jednym ten zimny prysznic pomógł, oczy od razu mu się otworzyły.
Mruknął kilka razy i nim obraz przestał być rozmazany złapał kilka oddechów.
-Jak się spało?
To był kobiecy głos. Zaraz po zadaniu pytania odwróciła się do niego tyłem i podeszła do stolika stojącego jakiś metr dalej.
Z sekundy na sekundę wszystko zaczynało do niego dochodzić. Gdy zaczął widzieć normalnie, zauważył, że nadal jest w tej samej piwnicy co przedtem. Jedyne co się zmieniło to ta kobieta ubrana cała na czarno. Czarne, obcisłe rurki od tego buty też czarne na ponad dziesięcio centymetrowym obcasie, czarna bokserka i czarny, długi, bo aż do kolan płaszcz z kapturem, który miała założony na głowę.
Próbował się uwolnić, jednak sznury na jego rękach i nogach były za mocno przywiązane.
-Wypuść mnie!
Krzyknął, gdy nie miał już innego pomysłu.
-Oj Mario...
Odwróciła się do niego przodem przed tym biorąc nóż w rękę.
Podeszła do niego i stojąc w lekkim rozkroku bawiła się nożem.
-Vivien? Co ty wyprawiasz?! Czemu mnie tu więzisz?!
Blondynka ściągnęła kaptur z głowy i tylko zaśmiała się pod nosem.
-Oj Mario, słoneczko ty moje...
Mówiła spokojnie i zaczęła chodzić wokół krzesła, na którym siedział Niemiec.
-Nie posłuchałeś się mnie. Mówiłam Ci, że nie chce zrobić Ci krzywdy, jednak sam się o to prosiłeś...
-Co ty wygadujesz? Co ja znowu zrobiłem?!
Krzyczał na nią.
-Co zrobiłeś?!
Aż zaschło mu w gardle. Poczuł zimny nóż na swoim policzku. Vivien stanęła za nim i przykładając mu ostrą rzecz do ciała zaczęła mówić przerażającym tonem głosu.
-Zostawiłeś mnie! Uciekłeś! Jak ostatni tchórz! Jesteś chujem, nie facetem! Prawdziwy mężczyzna nigdy by się tak nie zachował! Teraz pożałujesz za swoje czyny.
Przejechała tępą stroną noża po jego policzku w dolną stronę.
-Viv, porozmawiajmy spokojnie, po co ta agresja...
Próbował ją uspokoić.
-Dobrze kotku, porozmawiajmy.
Odłożyła nóż na stolik, a sama się o niego oparła cały czas bacznie przyglądając się chłopakowi.
-Jak układa Ci się z Lili?
-Z Lili?
-Tak, z Lili. Taką ładną dziewczyną, którą bardzo często widywałam u Ciebie w domu.
-Ale Viv, ja z nią nie jestem.
-Kłamiesz!
Krzyknęła na niego i znów przyłożyła mu nóż do twarzy.
-Znowu kurwa kłamiesz!
Przejechała nożem po jego prawym policzku zostawiając czerwoną rysę. Już po chwili zaczęła zbierać się w niej krew, która powoli zaczęła skapywać po policzku brudząc jego koszulkę.
Mario tylko syknął z bólu jakie wywołało przecięcie skóry. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że Vivien nie żartuje. Że lepiej mówić jej to co chce, o ile chce przeżyć. Dobrze wiedział do czego jest zdolna.
-Jeśli jeszcze raz mnie okłamiesz, to pozostawię Ci ślad znacznie większy niż ta mała ryska.
Uderzyła go lekko ręką w twarz, co wywołało ogromne pieczenie i ból u piłkarza.
-Vivien! Ty jesteś nienormalna! Wypuść mnie! JUŻ!
Zaczął wiercić się na krześle próbując się wydostać.
-Nie będziesz mnie obrażał, śmieciu.
Złapała go za włosy i odchyliła jego głowę najmocniej jak umiała do tyłu.
-Przeproś.
Chłopak przez tak nienaturalne wygięcie ciała nie mógł oddychać. Automatycznie zakręciło mu się w głowie, nie mógł nic powiedzieć. Czuł tylko narastający ból.
-Przepraszaj!
Powtórzyła rozkaz, jednak nie usłyszała przeprosin.
Puściła go i gdy ten myślał, że zaraz sobie pójdzie, poczuł potężny ból w klatce piersiowej. Vivien kopnęła go prosto w brzuch, tak mocno, że nie mógł złapać oddechu.
-Nie zadzieraj ze mną.
Wyszła z pomieszczenia zostawiając skatowanego Mario samego.
Próbował dojść do siebie, jednak nie było to łatwe, gdyż nie potrafił złapać oddechu, zaczął się dusić, kaszlał. Już po chwili zemdlał.
<.>
Układała ciuchy w szafce, gdy zauważyła swojego brata wchodzącego do środka.
-Jadę do Mario, idziesz też?
-Nie. Muszę dokończyć walkę z ciuchami...
Wskazała na stertę ciuchów leżącą na podłodze.
-Trzeba było tego w ogóle nie ruszać. Ja mam na to lepszy patent.
Już chciał go powiedzieć, gdy siostra mu przerwała.
-Tak wiem, rzucanie wszystkiego na fotel... Sorry Thiago, u mnie to nie przejdzie.
Uśmiechnęła się lekko w stronę brata.
-Mi takie coś pasuje. Jeśli ty nie chcesz, to nie, męcz się teraz.
Odwzajemnił uśmiech do siostry u po wzięciu kluczyków do samochodu i komórki, które leżały w salonie na półce, wyszedł z mieszkania i spokojnie pojechał pod dom Götze.
Nie żeby się martwił, albo tęsknił, czy coś, ale po prostu Mario nie oddał mu jeszcze jego słuchawek. Pożyczył jakoś tydzień temu, bo jego się zepsuły. Ale Götze już tak ma, pożycza, a później zapomina oddać. A teraz te słuchawki są niezbędne, bowiem za dwa dni wyjazd. Trzeba coś robić w autokarze.
Nie chciało mu się czekać przed bramą, więc wpisał kod i wszedł do środka. Ku jego zdziwieniu, drzwi były otwarte. Rozejrzał się po parterze, wszystko w jak najlepszym porządku, jedynie przy drzwiach drzwi były trochę porozwalane buty.
-Mario!
Krzyknął i schodami zaczął kierować się na piętro.
-Mario kretynie! Wiem, że tu jesteś!
Po kolei otwierał drzwi, jednak nigdzie nie znalazł przyjaciela.
Szukając po pokoju Mario swoich słuchawek, zadzwonił na jego komórkę. Bo przecież gdzieś musi być.
Zdziwił się, gdy usłyszał dzwoniący telefon. Leżał na łóżku przykryty poduszką.
-Dziwne...
Powiedział sam do siebie i nacisnął czerwoną słuchawkę.
Kilka następnych minut spędził na szukaniu słuchawek, jednak musiał je naprawdę dobrze schować, gdyż nie mógł ich znaleźć.
Opuścił dom Mario z dziwnym nastrojem. Jakby miał jakieś przeczucie, jakby czuł, że coś mu się stało. Ale w sumie nie znalazł nic podejrzanego, tylko te rozwalone buty i komórka na łóżku. Może chciał trochę pobyć sam? Bez kontaktu z innymi? A kto tam go wie, on zawsze był jakiś inny.

###########

Taaa daa :)
Podoba się? Może nie będę za bardzo skromna, ale mi się bardzo podoba! :D
Czekam na Wasze opinie :*

10 marca, 2014

VI. Ukrywanie własnych uczuć- czyli szczerość jest przereklamowana

Nie wszystko poszło po jego myśli. Nie tak miało być. Czuł się winny. Wiedział, że wszystko spieprzy jeśli powie prawdę. Ale gdy tylko brunetka zniknęła za drzwiami wyjściowymi, gdy nie widział jej idealnego ciała, nie mógł przestać o niej myśleć. Nie sądził, że do tego kiedykolwiek dojdzie, ale wpadł po uszy. I to z powodu dziewczyny, z którą nie wiązał żadnych planów. Ani razu nie pomyślał o niej w inny sposób jak o przyjaciółce od gry w piłkę, jak o młodszej siostrze swojego kumpla z drużyny, jak po prostu o Lili. Zwykłej rozczochranej Lili, której kręcone czarne włosy zawsze wpadały do oczu i do buzi. Zwykłej Lili... Nie pomyślał tak, aż do teraz. Gdy stał z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała i patrzył na białe drzwi, nie myślał o niczym, tylko o tym jakim idiotą jest. Miał ją przy sobie. Był niej tak blisko. A pozwolił jej odejść, tak po prostu odejść. Taka sytuacja może się więcej nie powtórzyć. Może to była jednorazowa akcja? A co jeśli ona nie czuje do niego nic poza zwykłym przyjacielskim uczuciem? Może to lepiej?
<.>
Nagle coś go tchnęło. Poczuł, że musi ją zobaczyć, musi spróbować, musi się przekonać.
Wybiegł z domu i nawet nie zamknął za sobą drzwi. Biegnąc w kierunku bramy wyjazdowej myślał tylko o tym, czy dziewczyna jeszcze tam jest.
Ucieszył się, gdy zobaczył ją siedzącą w samochodzie i poprawiającą sobie makijaż. Pomyślał, że ma szanse.
Stanął przy samochodzie zapukał w szybę od strony kierowcy.
Zdziwiła się, a raczej przestraszyła aż tak bardzo, że zrobiła sobie czarną kreskę obok oka.
-I patrz coś zrobił!
Nacisnęła guzik od szyby elektrycznej, by zjechała w dół i uśmiechnęła się do piłkarza wskazując palcem na kreskę zdobiącą jej opaloną twarz.
-Nie chciałem. Było trzymać ją lepiej.
Oparł się na łokciach o samochód.
-Chcesz coś?
Wróciła do poprawiania makijażu.
Nic nie odpowiedział tylko przyglądał się Brazylijce, która usiłowała dobrze się pomalować w samochodowym lusterku.
-Chcesz? Bo jak nie, to jadę do domu.
Impuls? Bo na pewno nie przemyślane działanie. Chwycił ją obiema rękami za policzki i z impetem przyssał się do jej czerwonych od błyszczyka ust. Myślał, że odwzajemni jego pocałunek, myślał, że wszystko wyjdzie po jego myśli. Ale sorry, ona nie dawała mu znaków, które wyraźnie by mówiły, że tego chce. A nawet jeśli, to nie powinien tak się na nią rzucać.
Nie myśląc długo oderwała swoją twarz od niego i ze zdziwieniem na niego spojrzała.
-Co to było?!
Stał jak skarcony szczeniaczek, który właśnie narozrabiał w domu pod nieobecność właścicieli. Nie miał pojęcia co ma jej odpowiedzieć.
-Aha, dobra... Niech będzie...
Widząc, że Mario nie kwapi się do wyjaśnień odpaliła samochód i ruszyła w drogę do domu.
-Lili!!!
Krzyczał za odjeżdżającym samochodem. Teraz wzięło mu się na rozmowy... Ale było już za późno. Wracając na teren swojej posiadłości zauważył postać, która siedziała w krzakach. Ci pieprzeni paparazzi są wszędzie!
<.>
Nie mogła skupić się na jeździe. W głowie cały czas miała Mario i jego dziwne zachowanie. Dlaczego tak postąpił? Dlaczego ją pocałował? To wszystko jej się w głowie nie mieściło.
Ucieszyła się, gdy winda zatrzymała się na trzecim piętrze. Kładąc się w sypialni na łóżku chciała to wszystko na spokojnie przemyśleć, lecz nie było jej to dane. Thiago, który wcześniej był w kuchni i jadł obiad postanowił dowiedzieć się co takiego stało się w życiu jego młodszej siostry, że poszła do pokoju bez żadnego przywitania, bez niczego.
-Lils, co jest?
Wszedł do środka z miską zupy i usiadł na fotelu przy oknie.
-Nic. Zmęczona jestem.
Leżała na brzuchu z głową w poduszce, przez to Thiago ledwo zrozumiał co mu odpowiedziała.
-Chcesz zupy?
Nawet się nie ruszyła. Cóż, trzeba przystąpić do działania. W takich sytuacjach są dwa rozwiązania. Gdy jest naprawdę źle, czyli Lili nie ma ochoty rozmawiać, albo krzyczy, czyli jednym słowem jest w bardzo, ale to bardzo złym humorze czyli musiało stać się coś poważnego należy z nią spokojnie i szczerze porozmawiać. Przytulanie, całowanie po czole czy gładzenie po plecach jest jak najbardziej wskazane. Drugie rozwiązanie, to gdy ma lepszy humor, czyli tak jak teraz, że rozmawia normalnie, należy przejść do dużo przyjemniejszej formy pocieszeń, a mianowicie...
Brunet odłożył miskę z zupą i po cichu podszedł do dziewczyny.
-Powiesz mi, co się stało?
Usiadł obok.
-Może potem. Zresztą to jest mało ważne.
-Bratu mówi się od razu! Zaraz będziesz śpiewać jak jakaś kurde piosenkarka!
Zaśmiał się i usiadł siostrze na plecach, co nie obeszło się bez nagłego drgnięcia dziewczyny. Jednak Thiago był na tyle ciężki, że nie była w stanie go zrzucić.
-Niee! Thiago proszę!
Ona już wiedziała co się święci, a gdy usłyszała strzelanie palcami chłopaka, tylko się w tym uświadomiła.
ŁASKOTKI!
-Powiesz mi?
Spytał, gdy dziewczynie już prawie brakowało tchu by się śmiać.
-Tak! Powiem! Tylko przestań!
Próbowała krzyczeć przez śmiech.
Poczuła taką ulgę, gdy Thiago z niej zszedł. Nie tylko przez to, że w końcu przestał ją łaskotać i mogła w spokoju oddychać, ale głównie przez to, że był on cholernie ciężki! A siedział na niej tak rozwalony, że mało brakowało, a byłaby dziura w łóżku.
-Nienawidzę Cię!
Śmiejąc się usiadła naprzeciwko brata.
-Jakoś to przeżyję... Gadaj co się stało.
Siedząc po turecku oparł się łokciami o swoje kolana, a na dłoniach położył głowę.
-Ale właśnie chodzi o to, że nic się nie stało... Po prostu mam takie huśtawki nastroju. Ale już jest dobrze.
Uśmiechnęła się lekko i podeszła do szafy.
-Masz na sobie bluzkę Mario? Byłaś u niego?
Fakt. Nadal miała na sobie jego koszulkę z logiem Batmana. Taka mała wpadka.
-Byłam. Kąpaliśmy się w basenie i moje ciuchy były całe przemoczone, pożyczył mi tą.
Zajrzała do szafy. Wyciągnęła z niej biały podkoszulek i krótkie, różowo żółte jeansy.
Thiago tylko zamruczał pod nosem przyglądając się siostrze.
-Czyli Twój zły humor nie miał nic z nim wspólnego? Bo jeśli tak, to ja sobie pójdę z nim porozmawiać.
Powiedział stanowczo.
-Nie ma takiej potrzeby.
Wzięła ze sobą ciuchy i wyszła obok do łazienki. Szybko się przebrała, związała włosy i nałożyła małe kolczyki w kształcie czaszek.
-Na pewno?
Usłyszała z pokoju, gdy wkładała drugiego kolczyka.
-Tak, na pewno.
Wyszła z łazienki i na krześle przy biurku położyła koszulkę Mario, a na balkon dała swój strój kąpielowy, by szybciej wysechł.
-To może pójdziemy dziś do niego? Na mecz?
Nie dawał za wygraną. Czuł, że coś jest nie tak.
-Wiesz...
Próbowała się wykręcić. Nie miała ochoty na spotkanie z nim. A co jak znowu mu coś odbije i zacznie ją całować na oczach brata? Wiedziała, że będzie musiała się z nim spotkać i to wszystko wyjaśnić, ale chciała to odkładać jak najdłużej.
-A co to za mecz? Bo jak jakiś nudny, to wolę pójść do Sophie.
-Przecież ona ma szlaban. A zresztą... Czyli nie chcesz iść?
-A kto gra?
Przewróciła oczami stojąc oparta o biurko.
-No za ciekawy to mecz nie będzie... Dwie ostatnie drużyny z ligi.
-Chyba sobie odpuszczę.
-Powiedz wprost, że nie chcesz widzieć się z Mario. Coś stało się między Wami. Czemu nie chcesz mi powiedzieć co? Przecież dobrze widzę...
Miała mu po prostu tak powiedzieć, że Mario ją pocałował? Że chyba się w niej podkochuje? Nie, dziękuję.
-Nic się nie stało! Nie chce iść i tyle, ale skoro masz rzucać jakieś błędne podejrzenia to dobra, pójdę!
Jak ten Thiago się uprze, to trzeba mu wszystko podporządkować. Nie na rękę było jej spędzenie kilku godzin w towarzystwie Mario, ale co miałaby zrobić? No przecież Thiago nie odpuści...
-No i świetnie! O dwudziestej jedziemy.
Posłał do niej ciepły uśmiech i wyszedł z jej pokoju.
<.>
Czas do dwudziestej minął szybko. Na jeansy i podkoszulkę zarzuciła wełniany sweterek, gdyby przypadkiem było chłodno. Czekając aż Thiago wyjdzie z toalety, włączyła laptopa.
Przejrzała facebooka, jak zwykle nic nowego. Zajrzała na instagrama, później twitter i inne strony. Przeglądając jakąś stronę o Bayernie Monachium wyskoczyła jej reklama portalu plotkarskiego na temat gwiazdek tegoż to klubu. Kliknęła. I co było na pierwszej stronie?! Wystający tyłek Mario z samochodu, w którym siedzi ona. Nie można było jednoznacznie stwierdzić, czy całowali się, czy nie. Za bardzo przyświeciło słońce. Mimo to podpis pod zdjęciem Kwitnąca miłość Mario i Lili.
Poniżej zdjęcia wchodzącej do posiadłości Mario dziewczyny i wychodzącej w zupełnie innym stroju. O dwuznacznym podpisie nie mogło zabraknąć: Bawili się tak dobrze przez ponad cztery godziny, że aż musiała zmienić strój. Niedługo więcej informacji o dziewczynie piłkarza.
Tego było już za wiele! Trzasnęła laptopem ze złości i wyszła z pokoju.
-Wyłaź i chodź!
Uderzyła ręką w drzwi do łazienki, w której był jeszcze Thiago i windą zjechała na podziemny parking. Stojąc przy samochodzie czekała na brata.
-Co Ci się zaczęło śpieszyć?
Wyciągnął z kieszeni jeansowych spodni kluczyki od swojego Audi i we dwoje wsiedli do niego.
-Tak bardzo chce zobaczyć Mario, że nie mogę czekać ani chwili dłużej!
Założyła nogę na nogę i z zdenerwowaną miną całą drogę jechała do domu Mario.
Gdy stali pod bramą, rozejrzała się czy nie widać paparazzi. Jak myślisz, był? No oczywiście, że był! Bo przecież może zarobić kupę forsy na kolejnych zdjęciach.
-Thiago nie odwracaj się i schyl głowę w dół.
Zrobił jak kazała, ale nie widział w tym większego sensu.
-Coś się dzieje?
Brama się otworzyła.
-Można tak powiedzieć.
Thiago przymknął za nimi bramę i we dwoje podeszli do drzwi od posiadłości Götze.
-Siemasz Thiago!
Podali sobie ręce i we troje udali się do salonu. Właściciel domu zdziwił się widząc Lili. Był święcie przekonany, że nie przyjdzie, a tu takie zdziwienie.
Thiago z Lili usiedli na kanapie naprzeciwko telewizora, w którym już leciało studio przed meczem, z kolei Mario poszedł do kuchni po coś do picia i do jedzenia.
<.>
Pierwszą połowę meczu spędzili jak najbardziej normalnie. Oglądali, rozmawiali, śmiali się. Ale gdy tylko wzrok podejrzanej dwójki spotykał się, oboje czule pewne zmieszanie. Trzeba to zakończyć.
W przerwie Thiago wyszedł do toalety, a Mario poszedł dorobić przekąsek. Nie czekając długo poszła za nim do kuchni. Musiała to wszystko wyjaśnić.
-Wiesz Mario, tchórzem jesteś.
Stanęła w drzwiach kuchni i założyła ręce na piersi.
-Co?
Z nożem w ręku spojrzał w stronę brunetki.
-Co to było? Dziś po południu?
-Pocałunek. Jakbyś nie zauważyła.
Odwrócił się do niej tyłem i kończył kroić owoce.
-Tyle? Nie wyjaśnisz co to miało na celu? Po coś mnie pocałował?
Podeszła bliżej niego.
-Nie wiem. To było głupie...
Skłamał. Nie miał odwagi powiedzieć jej prawdy. Prawda, która brzmiała, że się w niej zakochał.
-Przyznaje, było. Nie powinno mieć miejsca. Nie mam Ci tego za złe.
Odetchnął głęboko. Bardzo chciał powiedzieć jej prawdę, chciał, by wiedziała. Gdy już zbierał się na odwagę, by to powiedzieć, dziewczyna go uprzedziła.
-Przeglądałam dziś internet. Ten cholerny paparazzi zrobił nam zdjęcie jak się całujemy. Na szczęście nie widać tego dokładnie. Thiago wyjaśnimy, że tylko rozmawialiśmy, ale cała reszta? Oni serio myślą, że jesteśmy razem. Już pisali, że dowiedzą się o mnie więcej! A jeszcze widzieli mnie tutaj z Thiago... Nie przejmuję się tym co pomyślą, wiem, że to nie prawda, ale Mario zrób coś. Nie chce by myśleli, że się z Tobą prowadzam...
Usiadła na blacie na którym on kroił owoce.
-A to byłoby takie złe?
Spojrzał na nią.
-Tak! Masz to odkręcić. Bo to Twoja wina. I póki co nic nie mów Thiago.
Zeskoczyła z blatu i wróciła do salonu gdzie był już jej starszy brat.

################

I jak? Jako, że obiecałam pojawienie się rozdziału wczoraj i nie dotrzymałam słowa dziś wklejam dwa rozdziały :) Tutaj macie siódemkę:

VII. Beznadziejna sytuacja- czyli po prostu miłość

Druga połowa meczu i następne dwie godziny, które spędzili w domu Götze minęły w bardzo drętwej atmosferze. Mario niemal cały czas unikał kontaktu wzrokowego z Thiago, a już tym bardziej z Lili. Praktycznie nic nie mówił. Odpowiadał tylko na pytania Thiago półsłówkami.
-Dobra Lils, będziemy się zbierać, bo chyba nie jesteśmy tutaj mile widziani.
Faktycznie, nie byli mile widziani. Pomyśl, jak ty byś się czuła siedząc w jednym pokoju z osobą, do której czujesz coś więcej i wiesz, że ta osoba nie czuje tego samego do Ciebie, a mało tego! Nie wyobraża sobie nawet związku z Tobą. Nie było mu łatwo. Pierwszy raz spotkał się z taką sytuacją. Z sytuacją, kiedy to dziewczyna go nie chce. Nigdy nie miał z tymi sprawami problemu. Panny leciały na jego kasę, a jemu to nie przeszkadzało. Kochał swoje życie takim jakie jest.  Z Lili było zupełnie inaczej. Był na siebie zły, że się w niej zadurzył. To nie była kolejna pusta panna, która po wymienieniu kilku zdań sama wejdzie mu do łóżka. A ponad to, przyjaźnili się. Znał ją długo i bardzo dobrze. Jak mógł pozwolić sobie się w niej zakochać? Teraz będzie musiał cierpieć, szkoda, że jeszcze nie wie jak bardzo...
<.>
Minęło kilka dni. Dni, w które ani razu nie spotkała się z Mario. Codziennie kupowała nowe gazety i przeglądała internet w celu znalezienia kolejnego artykułu na temat "jej związku z Mario". Ku jej zdziwieniu, nie było go.
Umówiła się z Sophie w kawiarni nieopodal ich mieszkania. Zamówiły po kawałku ciasta i cappuccino.
-Nie masz już szlabanu?
Zamieszała łyżeczką w filiżance.
-Nie. Tata dał się ubłagać i mogę legalnie wychodzić z domu.
Obok kawiarni, przejeżdżał mężczyzna na rowerze i rozdawał gazety. Lili szybko wyciągnęła z portfela dwa euro i podeszła do mężczyzny. Miała nadzieję, na artykuł. Chciała wiedzieć, co ci kłamliwi dziennikarze znów nawymyślali.
Przewróciła kilka stron i ujrzała swoje zdjęcie i zdjęcie Thiago niemal na całą stronę.
-Lils, coś tam przeczytała?
Spytała się blondynka, gdy zobaczyła wielkie zdziwienie na twarzy przyjaciółki.
"Kto by pomyślał! Mario Götze spotyka się z siostrą kolegi z drużyny- Thiago Alcântarą! Rodzeństwo Alcântara było widziane kilka dni temu pod domem Mario Götze. Wyglądali na bardzo zadowolonych, śmiali się i głośno rozmawiali. Dowiedzieliśmy się, że związek Mario z Lili jest na poważnym etapie, układa im się bardzo dobrze i kto wie, może wyniknie z tego coś więcej.
Niestety nie udało nam się z nimi dłużej porozmawiać, gdyż bardzo się śpieszyli, ale obiecali, że kiedy indziej znajdą dla nas czas. Tak więc już niedługo kolejna garść informacji o naszym klubowym związku."

-To jest żałosne!
Wykrzyczała Lili przeglądając artykuł.
-Pokaż, co tam masz?!
Próbowała wyrwać przyjaciółce gazetę, ta jednak trzymała ją mocno i czytała dalej.
"W domu Mario spędzili cały wieczór. Wyszli około dwudziestej drugiej. Coś musiało się stać, gdyż uśmiechy zniknęły z ich twarzy. Czyżby pierwsza kłótnia?"
-Ja pierdole...
Odłożyła gazetę na stół i zakryła ręką twarz. Załamała się. Jak można pisać takie brednie? Jak można tak okłamywać ludzi? Oni chyba serio nie mają o czym pisać...
-Ej! Jesteś z Mario?!
Wyleciała nagle Sophie odkładając gazetę. Nie wyglądała nawet na bardzo zdziwioną.
-Nie! Uczepili się nas i teraz piszą takie głupoty...
-Już myślałam... Ładnie razem wyglądacie.
Myślała, że zwariuje. Ona tutaj zamartwia się, dołuje, a ta wylatuje, że ładnie razem wyglądają. Nie miała siły ani ochoty dłużej rozmawiać z przyjaciółką. Wstała od stołu, wzięła gazetę i ruszyła szybkim krokiem w stronę mieszkania.
<.>
Gdy podchodziła już do drzwi wyjściowe, zobaczyła stojącą obok nich czarną postać kobiety. Bardzo podobna do tej, którą widziała ostatnio pod domem Mario.
Otwierając drzwi, spojrzała na nią. Spod czarnego kaptura wystawały blond włosy i widać było jej niebieskie jak morze oczy.
-Lili Alcântara?
Spytała niskim tonem głosu. Słysząc go, aż dreszcz przeszedł po całym jej ciele.
-Tak? A kto pyta?
Dziewczyna zrzuciła z głowy kaptur i spojrzała na przerażoną brunetkę.
-To nie jest ważne. Mam dla Ciebie radę. Trzymaj się z daleka od Mario. On jest mój. Zapamiętaj to sobie, bo inaczej nie będę taka miła...
Wysunęła z kieszeni nóż tak, aby brunetka go zobaczyła. Chciała jej dać prosto do zrozumienia, że ma odczepić się od Mario. Nie dając jej żadnej możliwości na odpowiedź założyła znów kaptur i zniknęła jej z pola widzenia.
<.>
Stała przerażona przy drzwiach i nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Mogła zginąć! Ona miała nóż, groziła jej! A wszystko przez głupie plotki! W ogóle, kto to był? Pierwszy raz widzi tę dziewczynę na oczy. Pierwszy i ma nadzieję, że ostatni.
Gdy trochę ochłonęła, powoli weszła do mieszkania i od razu zamknęła drzwi za sobą na wszystkie zamki.
Nie wiedziała co ma teraz zrobić. Dzwonić na policję? Nie, przecież nie ma podstaw by ją oskarżać, nie ma dowodów. Mario? Nie, nie rozmawia z nim. Thiago? Nie, nie chce go martwić. Sophie? Nie, ona i tak nie zrozumie. Została z tym wszystkim sama. Weszła do łazienki i przepłukała twarzy zimną wodą. Chciała ochłonąć, zacząć znów racjonalnie myśleć i wymyślić co powinna teraz zrobić.
Po wytarciu twarzy w niebieski ręcznik zobaczyła w odbiciu lusterka stojącego przy drzwiach bruneta. Śmiertelnie się przestraszyła! Była przekonana, że jest sama w mieszkaniu, a tu nagle on pojawia się za jej plecami.
-Stało się coś?
Patrzył na nią podejrzliwie.
-Przestraszyłeś mnie debilu!
Niemal krzyknęła i wychodząc z łazienki lekko uderzyła brata w ramię.
-Sorry, nie chciałem.
On usiadł w salonie na kanapie i włączył jakiś kanał sportowy w telewizorze, ona otworzyła lodówkę i wyciągnęła z niej kilka warzyw, które wymieszała z majonezem i przyprawami. Niezbyt pyszne, ale jak jest się głodnym, to zje się wszystko.
Z salaterką sałatki usiadła naprzeciwko brata na kanapie.
-To odpowiesz mi na moje pytanie?
-Jakie pytanie?
-Co się stało?
Nie chciała martwić brata. Nie chciała mu nic mówić. Miała nadzieję, że to wszystko samo się jakoś wyjaśni. Miała zamiar nie spotykania Mario przez najbliższe kilka tygodni. Wtedy dziennikarze dadzą sobie spokój, a blondyna z nożem nie będzie jej już nękać.
-Nie.
Włożyła kolejną łyżkę z sałatką do buzi.
-No przecież widzę...
Oparł się głową o kanapę i spojrzał w sufit.
-To źle widzisz, bo nic się nie stało. Powiedz lepiej jak na treningu.
Chciała jak najszybciej zmienić temat.
-Jak zwykle. Ale lepiej było po treningu. Odwoziłem Mario do domu. Na światłach gazeciarz dał nam dzisiejszą gazetę. Czytałaś może? Bardzo fajny artykuł tam był.
Spojrzał prosto w oczy swojej zdenerwowanej młodszej siostry. Ona już wiedziała. Wiedziała, że on wie o rzekomym związku jej z Mario.
-Tak? Jaki? Nie czytałam...
Chciała jak najdłużej zgrywać głupią. Bo przecież Alcânatra mógł mówić o całkiem innym artykule. Wygłupiłaby się mówiąc o niej i Mario. Chciała, żeby tak było, jednak Thiago już wiedział.
-Lils, nie udawaj. Czemu mi nie powiedziałaś? Przecież zrozumiałbym...
Zmienił miejsce i teraz siedział obok niej na białej, futrzanej kanapie.
-Po co miałabym Ci tym zaśmiecać głowę? Przecież to głupie kłamstwa. Nie będę widywała się z Mario przez jakiś czas i ta sprawa sama ucichnie... Nie chcę, żeby ktokolwiek myślał, że z nim jestem... Bałam się, że ty tak pomyślisz... Widząc te zdjęcia...
Spuściła głowę w dół.
-Myślisz, że bardziej uwierzyłbym głupiej gazecie, a nie swojej ukochanej siostrze? Pomyśl czasem Lils.
Objął ją jednym ramieniem.
-Następnym razem mów mi o wszystkim. O tym co Cię martwi, co Cię trapi... Mamy tylko siebie. Musimy być ze sobą szczerzy... Zapamiętasz?
Czuła się źle, gdy Thiago mówić do niej te słowa. Mówił o szczerości, a ona właśnie kolejny raz nie mówi mu całej prawdy. Nie powiedziała mu o tajemniczej blondynce. Stwierdziła, że to nie ważne. Że nie musi o tym wiedzieć. Wtedy jeszcze nie wiedziała, jak bardzo się myliła. Może gdyby wtedy zareagowała, gdyby Thiago się dowiedział, to do tego wszystkiego by nie doszło? Wszyscy byli by szczęśliwi, cali i zdrowi? Można tylko gdybać.
<.>
Następne kilka dni minęły bardzo spokojnie i normalnie. Blondynka nie pojawiła się więcej w życiu Lili, a przynajmniej jej nie widziała. Prawda była taka, że owa kobieta ani na chwilę nie spuszczała z niej oka. Była za nią dosłownie wszędzie. Musiała wiedzieć co robi i czy aby przypadkiem nie spotyka się z jej miłością-Mario.
Wróciła do treningów. Cieszyła się, że prezes dał jej kolejną szansę, że nadal może tutaj grać. A czemu się cieszyła? Bo mogła robić to co kocha i jednocześnie być przy bracie. Gdyby ta sprawa inaczej się potoczyła, musiałaby wrócić do rodziców, do Brazylii, albo znów do Hiszpanii, pomieszkiwać z bliźniakiem i zacząć szukać normalnej pracy, nic związanego z piłką, a przynajmniej nie samą gra. Z tych opcji najbardziej pasuje jej życie z Thiago.
Przez ponad pięć dni, między nią Sophie, a Helgą nie doszło do żadnych kłótni, żadnych bójek. Były sprzeczki, ale takie lekkie, nic co mogło by doprowadzić do wywalenia z klubu. Wszystkie trzy wzięły sobie do serce to, że mają ostatnią szansę. Jeśli nadal chcą tutaj grać, muszą się zachowywać i przestać się bić.
-Masz zamiar spotkać się z Mario?
Wychodziły właśnie spod pryszniców po wygranym meczu u siebie. Wygrały 4-2 po dwóch bramkach głównego napastnika-Lili.
-Nie wiem.
Suszyła sobie włosy białym ręcznikiem.
-Widziałam go na trybunach z Thiago.
-Też widziałam. Ale co z tego?
Usiadła przy swojej szafce i dalej suszyła włosy.
-Jak co? Mogłabyś z nim pogadać. Już ponad dwa tygodnie nie odezwaliście się do siebie ani słowem. A tak świetnie się dogadywaliście. Skoro nic między Wami nie ma, tylko dziennikarze to wymyślili, to czemu nie możecie ze sobą rozmawiać? Nie rozumiem tego... Czemu go unikasz?
-Ty nic nie wiesz...
Odwróciła się do niej tyłem i zaczęła zakładać czyste ciuchy.
-To mi powiedz! Dlaczego go unikasz?!
Niemal krzyknęła.
-Dlaczego? Chcesz wiedzieć?
Stanęła naprzeciwko niej.
-Bo ten idiota się we mnie zakochał! Dlatego!
Stanęła jak wryta. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Sądziła, że to tylko przez kłamstwa pisane przez dziennikarzy. A jednak w każdej plotce jest trochę prawdy...
-Lili, ja nie wiedziałam, sądziłam...
-To teraz już wiesz i daj mi spokój. Nie chcę się z nim widzieć, nie chcę się w nim za...
Urwała i aż zakryła sobie usta ze zdziwienia. Zdziwienia, ponieważ nie sądziła, że kiedykolwiek tak powie, że kiedykolwiek tak pomyśli.
-Nie chcesz się w nim zakochać?
Dokończyła jej urwaną myśl Sophie. Brunetka tylko usiadła na metalowej ławce i oparła głowę o szafkę robiąc przy tym mały hałas.
-Czujesz coś do niego?
Usiadła obok.
-Co to za pytanie! Jasne, że nie!
Spojrzała na nią. Sama nie wierzyła w to co mówi. Sophie również jej nie uwierzyła.
-Na pewno?
Kontynuowała.
Lili tylko schowała twarz w dłonie i głośno odetchnęła.
-Sophie... Ja sama nie wiem... Raczej nie, bo to przecież Mario, mój kolega, nikt więcej...
-Gdyby tak było, poszłabyś porozmawiać z nim. Przyznaj się, zakochałaś się w nim!
Mówiła z uśmiechem przyglądając się przyjaciółce.
-Nie, to nie jest zakochanie... Przynajmniej mam taką nadzieję...
-Nie przekonasz się, dopóki nie spróbujesz. Idź z nim pogadać, dowiesz się.
Spojrzała na nią z wyrazem twarzy mówiącym "No chyba Cię popierdoliło!?" Nie chciała się z nim widzieć. A czemu? Bo bała się, że może czuć do niego coś więcej. Nie chciała. Nie chciała się w nim zakochać.
-Nigdzie nie idę! Zapomnij!
Zaczęła pakować brudne ciuchy do torby leżącej obok jej prawej nogi.
-Skoro nie, to pomyślę, że serio się w nim zakochałaś. Że Ci się podoba.
Dźgnęła ją lekko palcem w brzuch.
-Jeśli pójdę i pogadam, dasz mi spokój? Uwierzysz, że między nami nic nie ma?
Blondynka tylko kiwnęła głową w górę i dół.
Nie miała innego wyboru. Przewiesiła sobie torbę przez ramię i wyszła z szatni. Thiago mówił, że będzie czekał na nią na trybunach, dlatego też prosto z tunelu weszła na murawę. Chciała pokazać Sophie, że nic nie czuje do Mario. A czy na pewno nic nie czuje?

###########

I dwa następne rozdziały już za nami :D
Mi osobiście się bardzo podobają, mam nadzieję, że Wam też.
Następny pojawi się jakoś w okolicach środy-czwartku :)

06 marca, 2014

V. Zboczenie wrodzone- czyli typowy facet

Gdy wyszła, pływał już w basenie. Był duży, większy niż ma w domu z Thiago, niemal dwa raz większy. Do tego jacuzzi z boku i mała fontanna na środku. Dookoła wysoki płot, który cały był zarośnięty żywopłotem. Kilka owocowych drzewek, których owoce o tej porze dojrzewały. Mała dwuosobowa huśtawka i grill plus ławka. Bardzo ładnie.
-No, rozbieraj się! Sama chciałaś pływać.
Patrzył na nią. Właśnie o to mu chodziło. Mimo, że byli tylko przyjaciółmi, to bardzo mu się podobała. Była bardzo ładna. Ale wiedział, że nie może się do niej zbliżyć, bo Thiago. Zabił by go chyba, gdyby skrzywdził jego małą siostrzyczkę. Dlatego wolał trzymać łapy przy sobie. Właściwie, to nawet nie chciał podrywać Lili. Nic do niej nie czuł. Tak samo jak ona do niego. Po prostu mu się podobała. Lubił na nią patrzeć.
-Tylko się nie podnieć za bardzo.
Rzuciła w jego stronę i zaczęła pozbywać się koszulki i spodenek.
Już po chwili stała w dwuczęściowym stroju kąpielowym w flagę USA. Założyła okulary przeciwsłoneczne, związała włosy i powoli weszła do dość ciepłej wody.
-Długo jeszcze pauzujesz?
Pływała wokół niego.
-Za kilka dni wznawiam treningi. Ja już czuję się dobrze, ale trener woli dmuchać na zimne. A poza tym zaraz przerwa letnia. Został jeden mecz do końca. I tak w nim nie zagram. Więc do gry wracam dopiero w przyszłym sezonie.
-A tak, mecz o Mistrza...
-Mistrza, to my już mamy od czterech kolejek w tył. Teraz tylko odebranie pucharu i wielka feta!
Cieszył się pływając w pobliżu brunetki.
-Jakieś plany na wakacje?
Kontynuowała.
-Jakaś wyspa. Ibiza, Hawaje, nie wiem. Ale na pewno gdzieś gdzie jest ciepło, egzotycznie i drogo. A ty? Pewnie do rodziny?
-Tak. Najpierw Hiszpania do mojego brata bliźniaka, Thiago chciał jeszcze odwiedzić starych znajomych, a potem Brazylia do rodziców. Jak co roku praktycznie.
Położyła się na plecach i delikatnie machała rękami i nogami.
Pływali i rozmawiali praktycznie o niczym przez blisko dwie godziny. Świetnie razem się dogadywali. Jak nigdy.
<.>
Po wspólnej kąpieli w basenie przyszła pora na leżakowanie. Położyli się na ręcznikach obok basenu i odpoczywali. Dzień na takiego typu atrakcje był idealny. I same atrakcje też były cudowne. Bo chyba każdy lubi od czasu do czasu posiedzieć w basenie i kompletnie nic nie robić.
-I co teraz zrobimy?
Leżała z zamkniętymi oczami i oddawała swoje ciało promieniom słonecznym.
-A co masz na myśli?
Mario przyjął nieco inną pozę. Leżał na boku podparty łokciem i bawiąc się kosmykiem włosów Lili przyglądał się jej.
-Ten nasz wymyślony związek. Teoretycznie mi on nie przeszkadza, bo wiem, że między nami nic nie ma, ale inny tego nie wiedzą. A jeszcze Thiago... Dowiedzą się, że jestem jego siostrą. Zaczną pisać, że próbuję jeszcze bardziej wkręcić się w Wasz piłkarski świat. Że szepniesz za mną słówko i zostanę kapitanem żeńskiej drużyny, czy coś... Nie chce, żeby takie głupoty wymyślali...
Otworzyła oczy i dopiero teraz spostrzegła się, że Mario cały czas ją obserwował. Trochę się speszyła. Nie wiedziała czemu, ale się speszyła. Położyła się tak jak on i spojrzała na niego czekając aż jej coś odpowie.
-Lili... Każdy wie, że gazety nie piszą prawdy. Nie ma co się nimi przejmować. to potrwa kilka dni, potem odpuszczą i dadzą spokój.
-A jak nie odpuszczą?
-Żeby nie odpuścili, to musimy im dać taki powód. A ty chyba tego nie chcesz?
Nadal bawił się jej włosami i zerkał w oczy. Nie wiedząc czemu, ale zaczęło ją to zawstydzać. Jak do tej pory czuła się przy nim bardzo swobodnie, mówiła co jej ślina na język przyniesie, traktowała go jak trzeciego starszego brata, to teraz to się zmieniło. Może przez to, że leżą oddaleni od siebie o około dwadzieścia centymetrów w samym strojach kąpielowych z jeszcze mokrymi ciałami się do tego przyczyniło? Coś w tym jest, na pewno.
-No nie chce. Nie chce, żeby pisali kłamstwa.
Przegryzła delikatnie dolną wargę.
-Aaa.. zakładając, tak czystko hipotetycznie...
Przybliżył się bliżej dziewczyny.
-Gdyby to nie było kłamstwem?
Czuła, że coś zaczyna się święcić. Bardzo dziwnie się zachowywał. Już nie jak przyjaciel.
-Ale jest.
-A gdyby nie było?
-Sugerujesz coś?
Zaczęła się z nim droczyć.
-Nic nie sugeruje, po prostu rozmyślam...
Poczekała chwile. Nic więcej nie dodał. Podniosła się z ręcznika i podeszła do huśtawki, obok której leżała piłka do nogi. Stanęła przed chłopakiem z piłką w ręku i patrzyła się na niego.
-Jak przegrasz to robisz dla nas obiad, a jak ja wygram, to ty płacisz za kolacje.
-Dobra!
Powiedział zadowolony Mario i wstał z ręcznika.
-Ale chwila!
Coś do tej jego pustek główki zaświtało.
-To co powiedziałaś kompletnie nie ma sensu! Bo i tak ja będę pokrzywdzony.
-Za późno. Zgodziłeś się.
Z boku domu były rozstawione dwie bramki w odległości od siebie o jakieś dwadzieścia metrów. Pora zacząć grę.
Przy piłce Lili. Bez problemu przebiegła obok Mario. W sumie to nie ma co się dziwić. Jemu w głowie było teraz co innego, niż piłka. A mianowicie piersi dziewczyny. Nie mógł oderwać od nich wzroku. Kompletnie się nie skupił. Nie mógł. Tak bardzo go rozpraszała.
-Ej, Götze! Grasz ty w ogóle!?
Spytała w końcu, gdy wygrywała już z osiem do zera.
-Nie dam rady.
Stał kilka metrów od niej.
-Czemu?
-Bo Twoje podskakujące przy biegu cycki mnie rozpraszają. Sorry, ale jestem tylko facetem.
Zaczął się śmiać.
-Skoro tak Ci przeszkadzają, to pójdę się ubrać.
Udała obrażoną i zakładając ręce na piersi zaczęła kierować się do środka domu.
-Nie!! A je bardzo lubię!
Objął ją od tyłu.
-Tylko mnie rozpraszają.
Dorzucił.
-W takim razie..
Odwróciła się do niego przodem.
-Muszę je schować.
Pstryknęła go w nos i uwalniając się z jego objęć wzięła swoje ciuchy, które leżały przy drzwiach tarasowych. Nałożyła na siebie koszulkę, a spodenki wzięła w rękę i weszła do środka.
Dopiero teraz usłyszała dzwoniący domofon.
-Mario! Ktoś się do drzwi dobija!
Krzyknęła. Nie przychodził, a domofon nadal dawał o sobie znać. Nie czekając długo podeszła do niego i naciskając okrągły guziczek powiedziała:
<Tak?>
Zerknęła na ekran umieszczony w ścianie. Zobaczyła postać kobiety ubraną całą na czarno. Na głowie miała kaptur w takim samym kolorze, nie było widać jej twarzy. Jedynie blond kosmyki włosów, które wystawały zza niego.
<Ja do Mario>
Odpowiedziała niskim głosem.
<A kim Pani jest? Mario teraz jest zajęty, nie może podejść.>
<W takim razie przyjdę kiedy indziej. Dziękuję>

Odeszła. Dziwne zachowanie, nie powiem. Ale jeszcze wtedy to nie wzbudziło podejrzeń ze strony Lili.
Idąc korytarzem przejrzała się w lusterku. Rozpuściła wcześniej związane włosy i wyszła znów na taras wcześniej biorąc ze sobą butelkę soku.
Usiadła na fotelu na tarasie i spojrzała na Mario. Ten kopał piłką w mur ogrodzenia.
-Ale z Ciebie forever alone...
Zrobiła smutną minę i wypiła łyk soku prosto z butelki.
-Jak mnie zostawiłaś, to muszę.
Zostawił piłkę i usiadł obok brunetki zabierając jej picie.
-Kto to był?
Napił się.
-Nie wiem. Jakaś baba.
Tak bardzo ją korciło! Nie mogła się oprzeć! Gdy Mario pił sok z butelki uderzyła w nią od spodu co spowodowało, że niemal cały sok wylał się na ciało Mario uderzając go przy tym w zęby.
-Coś ty zrobiła?!
Spojrzał na swoje ciało i wstał z fotela.
-No chyba mnie nie zabijesz za to...
Spojrzała na niego spod opadających na jej oczy włosów nie mogąc się przy tym powstrzymać od śmiechu.
-Nie zabiję, zrobię coś znacznie gorszego...
Nie minęła chwila, a czuła się ściskana przez Mario. Wziął ją na ręce i przerzucając ją sobie przez ramie wskoczył do basenu. Kompletnie się zamoczyli. Nawet włosy, na których punkcie miała takiego bzika. Nigdy nie pozwalała ich moczyć. Jedynie wtedy, kiedy je myła. Wiedziała jak wyglądają gdy są mokre. Takie oklapnięte kręcone wstążki. Nienawidziła tego!
-Ty kretynie!
Zaczęła wydzierać się na niego jak tylko wypłynęła na powierzchnie. Odgarnęła włosy z twarzy i przetarła oczy. Mario stał obok i nie wiedział czy powinien teraz coś powiedzieć. Wyglądała na naprawdę zdenerwowaną.
-Zadowolony z siebie jesteś?
Pochlapała go i wyszła z basenu.
-No świetnie! I jak ja teraz wrócę do domu?!
Krzyczała jak spojrzała na swoje przemoczone ciuchy.
-Spokojnie, pożyczę Ci coś.
Wyszedł za nią z basenu.
-Nie chce Twoich rzeczy. Debilu głupi...
Odwróciła się tyłem i weszła do środka szukając swojego ręcznika.
Zrobiło mu się głupio. Nie sądził, że aż tak bardzo się zdenerwuje. Swoją stroną, to nie było przecież o co, to tylko woda. Nie chciał, by wychodziła od niego w takim stanie. Nie chciał się z nią kłócić.
-Lili...
Wszedł do kuchni.
Dziewczyna stała przy zlewie w samym stroju kąpielowym i wyciskała wodę z koszulki do zlewu.
-Przepraszam. Nie sądziłem, że tak się wkurzysz...Przepraszam no...
Podszedł bliżej niej i delikatnie złapał ją za ramię.
-Trochę przesadziłam... Ale po prostu nienawidzę mieć mokrych włosów! Patrz jak one wyglądają! Są okropne! I do tego pewnie mam teraz rozmazany tusz...
Wrzuciła koszulkę do zlewu i spuściła wzrok w dół.
-Hej...
Powiedział delikatnie podnosząc jej głowę do góry.
-Są śliczne. Ty jesteś śliczna...
Mówił ze spokojem w głosie wycierając jej z policzków smugi po czarnym tuszu.
Spojrzała w jego oczy. Spojrzała jak nigdy wcześniej. Nigdy wcześniej nie była z nim w takiej sytuacji.
-Już nie ściemniaj. Nie jestem zła na Ciebie. Nie musisz się podlizywać.
Założyła ręce na piersi i odwróciła wzrok.
-Nie podlizuję się. Nawet nie miałem takiego zamiaru.
Już chciał ją do siebie przytulić, już wyciągał ręce w jej kierunku, a ona po prostu wzięła koszulkę ze zlewu i odeszła.
Wyszła na taras i powiesiła koszulkę na huśtawce, powinna szybciej wyschnąć. To samo zrobiła z ręcznikiem i wróciła do środka. Mario siedział w salonie.
Duża, biała, skórzana sofa na środku, kominek, schody prowadzące na drugie piętro i szafka z telewizorem. Wszystko biało szare.
-Dasz mi jakąś koszulkę? Bo tak raczej do domu nie pójdę...
Spojrzał na nią. Stała przed nim w samym stroju, z oklapniętymi włosami i rozmazanym makijażem. Nie wyglądała idealnie. Ale dla niego właśnie taka była.
-Chodź.
Puścił ją pierwszą po schodach. Oczywiście robi tak zawsze, szanuje kobiety, ale teraz był inny powód. Jako, że miała na sobie tylko majtki od stroju dokładnie mógł przyjrzeć się jej tyłkowi. Jest tylko facetem.
Na drugim piętrze były trzy pokoje, łazienka i mały barek z samym alkoholami.
Weszli największego pokoju- sypialni Mario. Z niego bocznymi drzwiami przeszli do garderoby.
-Wybierz sobie co chcesz.
Usiadł na pufie w rogu garderoby.
Dziewczyna zaczęła rozglądać się po szafkach. Stała do niego tyłem i przeglądała koszulki.
-Wiem że gapisz mi się na dupę.
Powiedziała po chwili. Miała rację. Jej pośladki były bacznie obserwowane.
Wybrała niebieską koszulkę ze znaczkiem Supermana. W sam raz. Sięgała jej do połowy uda. Nada się.
-Może być?
Odwróciła się do niego przodem.
-Bez lepiej.
Wstał z pufy i podszedł do brunetki.
-Głupiś ty.
Zostawiła go samego i zeszła na dół. Zrobił to samo.
-Zbierasz się już?
Stała w kuchni i pakowała gazetę do plecaka.
-No. Zaraz Thiago wraca, a nie zostawiłam mu żadnej wiadomości, ani nic.
Spojrzała na niego i zaraz po tym założyła plecak na plecy.
-Może odwiozę Cię do domu? Nawet spodni na sobie nie masz...
Spojrzał na jej nogi.
-Ty! Faktycznie!
Zaśmiała się. Dopiero teraz spostrzegła się, że paraduje w samej koszulce i mokrym jeszcze stroju kąpielowym, który zostawił na niej ciemne ślady.
-Przyjechałam samochodem Thiago, dam sobie radę.
Uśmiechnęła się i po pocałowaniu chłopaka w policzek zaczęła iść w kierunku drzwi. Znów zatrzymała się przy korytarzowym lusterku.
-No masz! Wyszłabym tak na ulicę...
Związała jeszcze lekko mokre włosy na czubku głowy i do końca zmyła makijaż.
-Nic wielkiego by się nie stało. Wyglądasz dobrze.
Stanął za nią tak, że mimo że stali do siebie tyłem, to widzieli się w lusterku.
-Świetnie.
Pokazała mu język w lusterku i odwróciła się przodem.
-To cześć Mario..
Znów cmoknęła go w policzek i podeszła do drzwi wyjściowych. Piłkarz tylko odprowadził ją wzrokiem.

#######

Taki nijaki, ale niech będzie :)
Opowiadanie jest już napisane, cierpliwie czeka sobie aż dodam je tutaj.
Ogólnie rozdziałów będzie 11. Więc już połowa, prawie :D
 Następny wrzucę w niedzielę, o ile czas pozwoli. Bo mecz i te sprawy, mogę być za bardzo padnięta niemal dwugodzinnym staniem na dworze i darciem ryja... Ale czego nie robi się dla drużyny?
Dobra, bo trochę zboczyłam z głównego tematu mojej wypowiedzi, eh eh eh :D
Mam nadzieję, że się podoba :*