20 marca, 2014

X. Psychopatka- czyli nieświadomość może zabić

Vivien. Kto to tak w ogóle jest? Zdesperowana psychopatka, która nie cofnie się przed niczym- tak w skrócie.
Ale dokładniej...
Wysoka, niebieskooka blondynka o zabójczo zmysłowych i kobiecych ustach. Jest to chyba jej najładniejsza część ciała. Niejednego faceta wyrwała na usta. Między innymi Mario.
Poznali się na jednej z imprez po wygranym meczu. Szybka rozmowa, kilka drinków, taniec, całowanie a na koniec szybki numerek w samochodzie Niemca. Tak wyglądał jego statystyczny wieczór i noc. Nie wiedząc czemu, dziewczyna zagrzała miejsce w jego życiu na dłużej. Znaleźli wspólny język, dogadywali się, było im dobrze razem. Mało tego! Nawet mieszkali razem. Mimo, że cała ta przygoda trwała ponad rok, Götze nigdy nie był przekonany czy ją kocha. Nawet nigdy jej tego nie powiedział. Było mu dobrze tak jak jest, to znaczy: ona nie czepiała się na jego późne wracanie do domu, traktowali się raczej jak kumple, nie jak typowa para. Dzień zaczynał się szybkim numerkiem, później w ogóle się nie wdzieli, ani nie rozmawiali, przed snem znów seks. I tak codziennie. Mimo tego, Vivien pokochała go. Zaufała, bezgranicznie mu ufała.Wszystko zepsuł Mario. Któregoś wieczora zapomniał, że Vivien jest w domu i przyprowadził tam dwie dziewczyny. Od tamtego czasu stan zdrowia Viv znacznie się pogorszył. Nie mogła uwierzyć, że jej "wielka miłość" ją zdradzała. Coś siadło jej na psychikę. Wylądowała w specjalistycznym szpitalu. Na początku, Mario miał wyrzuty sumienia, ale jak nie ta, to inna, nie?
Nie odwiedził jej ani razu. Zapomniał o niej. Później poznał Thiago i Lili i tak jakoś zleciało.
Mimo, że Vivien teoretycznie wyzdrowiała, lekarze twierdzą, że jest osobą o zdrowych zmysłach, to jednak nie jest tak do końca. Uraz, jaki zostawił w jej pamięci Mario, nie pozwala jej wyzdrowieć. Gdy po opuszczeniu szpitala przyszła do niego, nie miała złych zamiarów. Później dowiedziała się o Lili. W jej rozumieniu, to ona nadal była z Mario, a on znów ją zdradzał. Mimo tego, nie chciała go skrzywdzić. Dlatego ta rozmowa z Lili, by dała mu spokój, później gadka szmatka z Mario. Nie poskutkowało, musiała przejść do konkretów. Mario będzie jej, albo nikogo innego.
<.>
Weszła do pomieszczenia, w którym przebywał Mario. Tutaj miała go dla siebie, tylko dla siebie.
Przeszła wokół niego i wywnioskowała, że śpi. Położyła ręce na jego policzkach i delikatnie zaczęła je masować.
-Mario, wstawaj kotku...
Wyszeptała mu to ucha i delikatnie go pocałowała.
Ten tylko leniwie otworzył oczy i złapał kilka głębszych oddechów powietrza.
-Cześć skarbie.
Odsunęła się od niego i oparła się o stolik.
-Jak długo zamierzasz się w to bawić? Jak długo zamierzasz mnie tu przetrzymywać?
Patrzył na nią spod ciężkich powiek.
-Dopóki się we mnie zakochasz.
Powiedziała z uśmiechem na twarzy po czym bez żadnego wytłumaczenia wyszła z pomieszczenia.
<.>
Następnego ranka, o godzinie jedenastej Thiago leciał na ostatni mecz w tym sezonie, do Dortmundu. Lecą z myślą, że na stadionie głównego przeciwnika do Mistrzostwa podniosą puchar Mistrza Niemiec. Przewaga punktowa między pierwszą, a drugą drużyną w tabeli wynosi bowiem osiem punktów. Lecą spokojnie, jednak bardzo zdeterminowanie. Wiedzą, że Borussia to świetna drużyna o wspaniałych piłkarzach, którzy mogą ich bardzo negatywnie zaskoczyć strzelając im bramki. Głupio byłoby przegrać ostatni mecz, już jako Mistrz.
-Na pewno nie chcesz lecieć? Możesz się jeszcze zdecydować, udobrucham Pepa i pozwoli Ci z nami lecieć.
Jedli śniadanie i oglądali telewizję.
-Nie wiesz mam dziś imprezę z okazji zakończenia naszego sezonu, taka pożegnalna, bo jak wiesz postanowiłam odejść z klubu.
-Nie chcesz zostać tu kolejny rok?
Już nie raz próbował ją odciągnąć od tego pomysłu, ale jest cholernie uparta. Jak coś sobie wymyśli, to dojdzie do tego, choćby nie wiem co!
-Nie. Nie czuję się tutaj dobrze, tutaj jako w klubie. Bardzo chciałabym mieszkać z Tobą, ale tutaj nie znajdę pracy, nie mam dobrego wykształcenia... Poza tym tęsknię za Rafinhą...
-A ja? Sophie? Mario? Za nami nie będziesz tęskniła?
-Z Sophie rozmawiałam. Ona chętnie też zagrałaby w innej lidze. Powiedziałam jej, że jeśli znajdę jakiś klub, spróbuję ją też wkręcić. A co do Ciebie, to przecież możemy się odwiedzać. Nie będzie tak źle.
Uśmiechnęła się do niego.
-A Mario?
Nie dawał za wygraną. Bardzo chciał zatrzymać siostrę przy sobie.
-Mario jak to Mario... Lubię go, nawet bardzo. Ale jakoś nie wydaje mi się, żeby on był osobą, która zdoła mnie tutaj zatrzymać. Poza tym nie odzywa się od kilku dni. Wyjechał bez pożegnania. Tak nie zachowuje się przyjaciel. A wiedział, że wracam do Hiszpanii. Ciekawa jestem czy chociaż przyjedzie, albo zadzwoni się pożegnać...
Przemieszała łyżką w miseczce z płatkami i mlekiem.
-Nie przekonam Cię?
Spojrzał na nią z miną słodkiego szczeniaczka.
-Oj nie rób już tych słodkich oczek! Postanowiłam, dziś wieczorem samolot. Definitywnie postanowione.
Posłała w stronę brata słodki uśmiech i wstając od stołu włożyła miskę do zlewu.
-Uparciuch...
Zaśmiał się i wstał od stołu.
Zabrał swoją torbę na kółkach, w której miał garnitur i całą resztę eleganckich rzeczy, czarną torbę treningową przewiesił przez ciało i stojąc przy drzwiach wyjściowych mocno przytulił siostrę.
-Dolecę do Was za kilka dni. Spędzimy wspólnie te dwa tygodnie, jak za dawnych dobrych czasów.
Wyszeptał jej do ucha.
-Będę czekała na Ciebie na lotnisku.
Pożegnali się. Thiago pojechał na stadion skąd uda się do Dortmundu, a Lili zamknęła za sobą drzwi i wróciła do pakowania ciuchów.
Dlaczego tak na prawdę postanowiła wyjechać?
Chciała odpocząć. Chciała odpocząć od Mario. Naprawdę coś do niego poczuła. Jak już myślała, że jakoś im razem się ułoży, ten zniknął bez słowa, jak jakiś tchórz. Nie zostawił żadnej kartki, nic. Trener też jest na niego zły. Prawdopodobnie jak tylko wróci, to wyrzuci go z klubu. No chyba, że wymyśli jakąś dobrą wymówkę na te nieobecności. Jakby nie było, to prawie tydzień.
Siedząc na torbie, ledwo mogła ją zapiąć, tyle ciuchów tam napchała.
Jaki ma teraz plan? Najpierw leci do Madrytu, bo tylko tam lecą samoloty z Monachium.
Tam pomieszkuje trzy dni u swojej koleżanki ze studiów. Za trzy dni ma dolecieć do niej Thiago i już we dwoje rozpoczynają podróż po Hiszpanii. Na początek w planach mają odwiedzenie Rafinhii. Później na pewno Barcelona, powrót na stare śmienie, a dalej to się już zobaczy.
<.>
Czekał i wiedział, że będzie z nim źle. Pomijając już piekący policzek, który bolał jak cholera, to wszystko go bolało. Klatka piersiowa nadal była obolała po spotkaniu z obcasem Vivien. Głowa pulsowała od uderzenia i osunięcia się na podłogę. Czy może być gorzej?
Jego rozmyślenia nad rychłą śmiercią przerwała wchodząca z tacką Vivien.
-Pomyślałam, że zgłodniałeś.
Postawiła na stołku tackę z kanapkami i jedną wzięła w rękę.
-No kotku, jemy..
Przysunęła mu kanapkę do ust. Ten tylko szczelnie je zacisnął i spojrzał na ścianę.
-Nie chcesz, to nie.
Odłożyła kanapkę i chodząc po pomieszczeniu zaczęła mówić:
-Wiesz, mam dla Ciebie propozycję.
Słuchał ją.
-Mogę Cię wypuścić. Ja wcale nie chciałam Cię tutaj przetrzymywać, ani nic podobnego, sam mnie to tego zmusiłeś... Dlatego mam dla Ciebie propozycję.
Spojrzał na nią. Akurat stanęła naprzeciwko niego.
-Bądźmy razem. Tak jak kiedyś. Będziemy żyć długo i szczęśliwie.
Mówiła z uśmiechem na ustach.
-Chyba oszalałaś! Bo tym co mi teraz robisz, ja mam z Tobą być?! Ty jestem psychicznie chora! Powinni Cię pasami przypiąć do szpitalnego łóżka i nigdy stamtąd nie wypuszczać!
Krzyczał na nią.
Uniosła brwi do góry i podeszła do stolika. Wzięła z niego sznur. Długi i szeroki.
-Co ty robisz?!
Spytał, gdy dziewczyna zawiesiła mu go na szyi Dalej nic nie pamięta.
Vivien zaczęła go podduszać krzycząc przy tym jaką piękną byli by parą. Znów stracił przytomność.
<.>
Pora zacząć się przygotowywać.
Założyła jedną z lepszych sukienek jakie tutaj miała, a mianowicie krótką, do polowy uda turkusową sukienkę z dopasowaną górą bez ramiączek, a dołem rozłożystym i lekko świecącym od brokatu.
Oczy podkreśliła czarnym tuszem i kredką. Na usta nałożyła truskawkowy błyszczyk. Włosy delikatnie przeczesała przez palce i zostawiła w ich naturalnym stanie. Kręcone sprężyki sięgały jej aż do pasa. Nałożyła czarne buty na obcasie i czarną, skórzaną kurtkę.
Gdy była już gotowa zniosła dwie torby obok drzwi. W jednej ciuchy, kosmetyki i cała reszta, w drugiej-treningowej- ciuchy na przebranie, paszport, słuchawki i jakieś tam drobne rzeczy. Spryskała się delikatnie perfumami, wzięła czarną torebkę do której włożyła komórkę i zamykając za sobą drzwi na klucz wyszła z mieszkania.
Wsiadła do jednego z trzech samochodów Thiago. Wybrała mały kabriolet marki BMW w kolorze czerwonym. To jej jedna z ostatnich wycieczek ulicami Monachium.
Jadąc z otwartym dachem rozkoszowała się piękną pogodą. Kalendarzowe lato zaraz się zacznie, nic tylko się cieszyć.
Już po dwudziestu minutach była pod stadionem. Tam, na parkingu przywitała ją Sophie. Ta to się dopiero odstrzeliła... Czarna, obcisła sukienka delikatnie zakrywająca tyłek, buty na wysokim obcasie, włosy spięte w wysoki kucyk i mocny, bardzo wyrazisty makijaż oczywiście w roli głównej były usta pomalowane na krwisto czerwony.
-Chodź, wszyscy są już w środku.
Pociągnęła przyjaciółkę za rękę i razem weszły na stadion. Tam, szerokim korytarzem doszły do jednej z większych sal na tym obiekcie. Zazwyczaj służy ona do urządzania bankietów, albo jakiś posiedzeń zarządu. Dziś odbędzie się tutaj pożegnalna kolacja z okazji zakończenia sezonu na drugim miejscu w tabeli i pożegnanie najlepszego strzelca sezonu-Lili.
Usiadły przy długim, prostokątnym stole. Wokół niego dwadzieścia trzy dziewczyny, wszystkie pięknie poubierane w sukienki, buty na obcasie i w mocnym makijażu. Bardzo rzadki widok dla trenerki, która zazwyczaj widuje je spocone, całe czerwone i z naturalnym wyglądem bez żadnych upiększeń. Sama Pani trener też wyglądała bardzo ładnie. Nieco mocniejszy makijaż, włosy delikatnie pofalowane i sukienka do kolan w kolorze szaro czerwonym.
Przy stole oprócz piłkarek u trenerki zasiedli Panowie z zażądku. Eleganccy Panowie w garniturach zajęli pierwsze sześć miejsce obok Pani trener.
Po wygłoszeniu mowy prezesa i Pani trener nadszedł czas na wypowiedź kapitanki. Wszystkie te trzy osoby mówiły, że są bardzo dumne z wyników drużyny i mają nadzieję, że w przyszłym sezonie sięgną po złoto.
Gdy chwilę po osiemnastej wszyscy myśleli, że to już koniec najnudniejszej części wieczoru, prezes klubu wstał i głośno odkaszlnął, by dziewczyny, które zajęły się już rozmowami poświęciły mu jeszcze kilka chwil.
-Chciałbym jeszcze pogratulować jednej z piłkarek, która siedzi tutaj między nami. Śmiało mogę powiedzieć, że bez niej prawdopodobnie nie cieszylibyśmy się z wicemistrza kraju. Strzeliła ponad połowę bramek. Jest naprawdę świetnym napastnikiem. Dlatego trudno było mi uwierzyć, gdy przyszła do mnie i powiedziała, że po sezonie chce odejść. Nadal nie mogę w to uwierzyć, że opuszcza nas taki skarb. Ale życzę jej jak najlepiej i jestem pewny, że nawet bez Lili Bayern Monachium może triumfować i pokażemy to wszystkim już za trzy miesiące.
Rozległy się głośne brawa na sali, Lili się lekko zawstydziła słysząc te słowa i to z ust prezesa, który jeszcze dwa miesiące temu był skłonny ją wyrzucić. Jej zawstydzenie sięgnęło zenitu, gdy prezes wyciągnął ją na środek.
-Lili, prosimy o kilka słów na pożegnanie.
Stojąc przed swoimi koleżankami z drużyny, przed prezesem i Panią trener kompletnie nie wiedziała co powiedzieć. Stała i tylko się uśmiechała. Nie chciała wygłosić kolejnej mowy o strzelonych bramkach, o tym, że cieszy się z tytułu.. Cieszy się, ale mówili to już wszyscy, nie chciała się powtarzać.
-Wiecie, nie jestem dobra w takich przemówieniach...
Zaczęła bawiąc się swoimi palcami.
-Naprawdę nie wiem co powiedzieć...
Oblizała dolną wargę i wzięła głęboki wdech powietrza.
-Decyzja, o odejściu z klubu nie była łatwa. Nie byłam pewna, czy dobrze robię. Bo przecież nie byłam pewna, czy znajdę jakiś inny klub. Ale nie zmieniłam zdania, chcę spróbować czegoś innego. Ale jedno chcę Wam powiedzieć. Będę za Wami cholernie tęskniła. Ten rok w Bayernie, to piłkarsko najlepszy rok w mojej karierze. I nie tylko w karierze, ale w życiu chyba też. Znalazłam tutaj prawdziwych przyjaciół, dostałam cenne nauki, przestrogi. Nigdy tego nie zapomnę. Nigdy Was nie zapomnę. Chciałabym jeszcze kiedyś móc z Wami zagrać na jednym boisku, oczywiście jeśli mnie przyjmiecie! Pobyt w Monachium, tutaj w Bayernie będę bardzo miło wspominała i za to Wam dziękuję.
Odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała brawa ze strony swoich koleżanek. Uśmiechnięta usiadła znów na swoim krześle i mocno przytuliła się do Sophie, która całą przemowę bacznie się jej przyglądała.
<.>
Nie mógł normalnie przełknąć śliny. Myślał, że gardło zaraz mu eksploduje. Dodatkowo całe go piekło, sznur uszkodził skórę i pozostawił brzydki ślad. To raczej szybko nie zniknie.
Czuł, że zbliża się koniec. Dłużej tutaj nie wytrzyma. Wszystko go bolało, czuł się słabo i fizycznie i psychicznie. Zastanawiał się tylko jak umrze. Czy poprzez uduszenie, czy z głodu...
Gdy przysypiał na krześle, do pomieszczenia weszła Vivien. Od razu przeszła do rzeczy.
-Masz bardzo ładnie w domu.
Przyniosła ze sobą krzesło, na którym usiadła na przeciwko Mario.
-Wzięłam sobie kąpiel u Ciebie, chyba się nie gniewasz. Masz również trochę mniej w lodówce, ten sernik był pyszny!
Mówiła zachwycając się.
-Nie mogę uwierzyć, że można być tak bardzo popapranym...
Wyszeptał. Ledwo mógł mówić.
-Przyniosłam Twój telefon. Często dzwonił.
Wyciągnęła go z kieszeni i zaczęła przeglądać rejestry kontaktowe.
-Dzwonił Thiago, Trener, znowu Thiago z pięć razy, Lili kilka razy...
Wymieniała.
-Lili?!
Nagle jego głos jakby odżył.
-Zależy Ci na niej?
Spojrzała w jego oczy i chytrze się uśmiechnęła.
-A spróbujesz jej coś zrobić!
Jakby czytał w jej myślach.
-I tak jej nie ocalisz, mam wolną rękę.
-Nie warz się!
Krzyknął.
-Spokojnie Mario, ty i tak już wtedy będziesz martwy, no chyba że postanowisz do mnie wrócić...
Nic jej nie odpowiedział tylko patrzył na nią przerażającym wzrokiem.
-Masz czas do dwudziestej pierwszej. Masz wybór. Albo ja, albo śmierć...
Włożyła komórkę do kieszeni i wyszła z pomieszczenia.
<.>
Czuła się wolna, gdy udało jej się wyrwać z sali bankietowej. Wszyscy ją ściskali i życzyli powodzenia w dalszej karierze. Żegnając się z prezesem i trenerką, wraz z Sophie wyszła w stronę parkingu.
-Nareszcie!
Jej mina mówiła sama za siebie. Nie doszła do samochodu, jak ściągnęła buty. Nigdy nie lubiła chodzić na obcasie, ale dziś nogi jakoś szczególnie odmawiały jej posłuszeństwa.
-Nie narzekaj, nie było tak źle.
Uśmiechnęła się Sophie.
-Będę tęsknić za Tobą...
Zrobiła smutną minkę i spojrzała w stronę przyjaciółki.
Już po chwili przyległy do siebie ciałami i mocno je do siebie przyciskały.
-Ja za Tobą też Lils. Ale niedługo się zobaczymy. Znajdziemy jakiś klub w Hiszpanii, albo w Anglii czy gdzieś i będzie dobrze.
-Mam nadzieję.
Przytulały się jeszcze przez kilka chwil, po czym Lili pojechała pod dom Thiago, a Sophie wróciła na imprezę.
Do domu weszła tylko po to, by się przebrać i zabrać swoje rzeczy. Gdzieś pomiędzy chowaniem sukienki do torby, a związywaniem włosów zadzwoniła po taksówkę. Ma jeszcze piętnaście minut.
Upewniła się czy ma wszystko. Paszport, komórkę i pieniądze włożyła do kieszeni od jasnych spodni, słuchawki założyła na uszy i puściła jedną ze swoich ulubionych piosenek. Na czarną koszulkę założyła sweter i biorąc dwie torby wyszła z domu zamykając je za klucz. Przed tym jeszcze zostawiła karteczkę na lusterku z napisem "Już za Tobą tęsknię :*".
Gdy wyszła pod mieszkanie, taksówka już stała. Droga na lotnisko minęła bardzo szybko.

XI.Zakończenie- czyli wielka miłość bez przyszłości
Gdy się ocknął, ona już stała przed nim. Stała jak zwykle uśmiechnięta i bardzo pewna swego.
-To jak, dokonałeś wyboru?
Puściła do niego oczko.
-Zrobisz jej krzywdę?
Bał się, że jeśli wybierze śmierć, to Vivien ze złości zrobi krzywdę również Lili. Ona jest do tego zdolna.
-Nie wiem. To zależy od Twojego wyboru.
Przysunęła krzesło i usiadła na przeciwko niego.
-Daj mi do niej zadzwonić.
Powiedział stanowczo. Dało się wywnioskować po mimice twarzy blondynki, że jest cholernie zaskoczona tym żądaniem.
-Daj mi komórkę, nie powiem co mi teraz robisz, chce z nią tylko porozmawiać, a później.... będę z Tobą.
Aż pisnęła ze szczęście! Udało jej się go przekonać! Grzeczny Mario.
Włączyła w kontaktach numer Lili.
-Ale bez żadnych numerów, bo Cię zabiję!
-Wiem, chce tylko porozmawiać.
Przysunęła mu telefon do ucha, a w głowie już miała myśli o wspólnym życiu za Mario. Przez te kilkadziesiąt sekund usnuła im całe życie! Najpierw sprzedadzą dom Mario, zabiorą wszystko i wyprowadzą się do Francji, tam Mario kupi wielką willę gdzieś na wzgórzu z widokiem na morze. Wezmą ślub, będą mieć czwórkę dzieci, dwie dziewczynki i dwóch chłopców o imionach Kaila, Jackob, Tom i Nina. Wszystkie to słodcy blondyni o niebieskich oczkach- po mamie. Utalentowane- to tacie. Cud rodzinka. Szkoda tylko, że tatuś miał zupełnie inne plany.
Pierwszy sygnał, drugi...
-Nie odbiera?
Posmutniał. Bardzo chciał z nią porozmawiać, a to może być ostatnia okazja. W końcu odebrała.
<Mario? Człowieku! Gdzie ty się podziewasz?>
<Nawet nie wiesz Lili jak się cieszę, że Cię słyszę! Słuchaj, to trochę skomplikowane, wytłumaczę Ci później powiedz lepiej gdzie ty jesteś, co robisz? Jak sezon się skończył?>
<Czyli zapomniałeś... Na lotnisku. Za piętnaście minut mam samolot. Lecę do Hiszpanii, na zawsze. Mówiłam Ci, ale najwyraźniej jakieś wakacje są dla Ciebie ważniejsze niż ja...>
<To nie tak! Nie mogę Was odwiedzić, siła wyższa...>
<Rozumiem. Fajnie, że zadzwoniłeś. Może kiedyś odwiedzisz mnie, w Hiszpanii.>
<Bardzo bym chciał. Dobrego lotu>
<Trzymaj się>

Vivien zabrała komórkę od ucha i z uśmiechem usiadła naprzeciwko niego.
-Pożegnałeś się? Bo teraz całe życie spędzisz u mego boku.
Chytrze się zaśmiała. Mario tylko uśmiechnął się w duchu. Wiedział, że teraz może spokojnie umrzeć. Vivien nie znajdzie Lili. Jest bezpieczna.
<.>
Aż zrobiło jej się cieplej na sercu po rozmowie z Mario. Jego głos sprawił, że przez chwilę miała wątpliwości, czy pojechać... Ale głos stewardessy mówiący, że trzeba wsiadać na pokład samolotu rozwiał wszelkie wątpliwości. Przeszła kontrolę i szczęśliwa usiadła na swoim miejscu w samolocie.
Ciekawiło ją, jak siła wyższa zabrania mu spotkania się z nią... Może kiedyś się dowie. Teraz, leci do Hiszpanii i nic, nawet krótkie zauroczenie Mario tego nie zmieni. On nie był dobrą partią dla niej. Doszło do niej to dopiero tutaj, gdy samolot był już setki metrów nad głowami przechodniów. Cieszyła się z tego lotu. Wiedziała, że dobrze wybrała.
<.>
-To jak Mario, mogę Cię oficjalnie przedstawiać jako mojego chłopaka? Znów?
Delikatnie uśmiechnęła się w jego stronę i pogłaskała go po rozciętym policzku. Powoli robiła się na nim blizna. Długa, czerwono brązowa linia, która od kilku dni jest już porośnięta strupami.
-Bierz te łapy!
Krzyknął.
-Naprawdę myślałaś, że uda Ci się mnie przekonać do związku z Tobą? W taki sposób? Jesteś kurwa nienormalna! Współczuję każdemu, kto kiedykolwiek z tobą był, albo będzie! Powinnaś gnić w więzieniu, bo Tobie nic innego się nie należy!
Zrobiło jej się smutno. Naprawdę posmutniała po tych słowach. Nie odpowiedziała nic, tylko wyszła z pomieszczenia.
Odetchnął głęboko. Czuł się szczęśliwy. Wiedział, że teraz Vivien na pewno go zabije, Lili jest bezpieczna. Wszystko dobrze się ułożyło. Przynajmniej tak myślał.
Blondynka wróciła do pomieszczenia z małym kanistrem na benzynę, olejem, jakimś drutem, garnkiem, kuchenką gazową i kilkoma innymi rzeczami.
-Teraz dopiero poznasz moją nienormalną stronę.
Uśmiechnęła się i zaczęła przygotowywać sobie wszystko do ostatniej zabawy z Mario.
Ten tylko z przerażeniem patrzył, jak Vivien podłącza kuchenkę, kładzie na niej garnek i wlewa do pełna olej. Drut, wygina w taki sposób, by można było coś na niego nabić. Ostrzy nóż. Benzynę i zapałki odkłada na chwilę nieco dalej. Bierze białą szmatkę i podchodzi w stronę Mario.
-Wolisz zimę czy lato?
-A na co Ci to wiedzieć?!
Spytał zdziwiony.
-Wolisz zimę czy lato?
Powtórzyła pytanie. On jej a nie nie odpowiedział.
-Jeśli lato, to zaraz zgotuję Ci tutaj prawdziwy upał.
Uśmiechnęła się i zawiązała mu szmatkę na ustach tak, że nie mógł nic mówić.
-Czas zacząć zabawę.
Wlała do szklanki trochę podgrzanego już oleju. Nie była bardzo gorący, ale spokojnie mógł poparzyć. Wylała go prosto na udo piłkarza śmiejąc się przy tym wniebogłosy. A raczej w piekłogłosy.
Mario tylko jęknął z bólu i zaczął ruszać nogami. Już wiedział, że to będzie długa i bolesna śmierć. Bo w sumie czego mógł spodziewać się po Vivien?
Druga szklanka, która została wylana na drugą nogę. Olej już znacznie cieplejszy.
Gdy wylewała mu olej na klatkę piersiową, był tak gorący, że przerwał koszulkę, a jego skóra automatycznie zrobiła się cała czerwona i zaczęły na niej wyrastać białe bąble.
-Boli, kochanie?
Widziała, że Mario ledwo wytrzymuje z bólu. Wije się na krześle, próbuje uciec, lecz na marne. Krzyczy z bólu. Powoli umiera...
-Wiesz, jesteś bardzo odważny. Ale nie wiem, czy w Twoim przypadku to był najlepszy wybór...
Spojrzał na nią już prawie zamkniętymi oczami.
-Przejrzałam Cię. Powiedziałeś mi, że będziesz ze mną tylko po to, by móc porozmawiać z tą dziwką. Ja Ci pozwoliłam, a ty później się rozmyśliłeś. Wiem czemu. Dowiedziałeś się, że ona wyjeżdża. Myślisz, ze będzie bezpieczna?
Było widać przerażenie w jego oczach. On już wiedział, co zaraz powie.
-Nie będzie bezpieczna. Byłeś tak głupi, że myślałeś, że nie słyszałam rozmowy? Dobrze wiem, że poleciała do Hiszpanii.A poza tym, mam Twój cholerny telefon. Wystarczy, że napiszę do niej gdzie jest, bo chce się z nią spotkać. Gadka szmatka i będzie jęczała tak jak ty.
Uśmiechnęła się, a Mario czuł się tak bezradny, że zaczął płakać. Nie wybaczy sobie, jeśli Lili stanie się coś złego.
-Nie płacz idioto! Jesteś słabszy niż baba. Nic nie jesteś wart. Zwykły chuj i tyle.
Wylała na niego kolejną szklankę oleju.
Chłopak był już na wpół żywy.
-Tak więc powiem Ci, co teraz zamierzam. Pozbędę się Ciebie. Wcześniej trochę Cię jeszcze poparzę, później może poodcinam Ci kawałki ciała? Co ty na to?
Stała na przeciwko niego i mu to mówiła.
-A później się podpalę. Nikt się nigdy nie dowie jak zginął boski Mario Götze. A gdy już uporam się z Tobą, wyjadę do Hiszpanii. Znajdę tą małą dziwkę i obiecuję, będzie cierpiała bardziej niż ty. Możesz być tego pewny. I wiedz, że to Twoja wina. Bo ja nie chciałam, by to wszystko miało miejsce. Gdybyś od początku ze mną był, dziś mieszkalibyśmy we Francji wszyscy byli by szczęśliwi. Ty byś żył, ona też. A tak... Dwa trupy więcej. Jej śmierć to Twoja wina. Możesz czuć się winny, pozwalam.
Kolejna szklanka z olejem na ciało.
-Dobra kotku, bo zarezerwowałam lot na rano, a chciałabym się jeszcze trochę przespać. Jak trafisz do piekła, do pozdrów ich szefa, powiedz, że jeszcze trochę pobawię się tutaj na ziemi, a później razem z nim będę urzędować w piekle.
Zabrała swoje rzeczy i wyniosła je na zewnątrz. Wróciła po chwili.
-Wiesz Mario..
Ściągnęła mu szmatkę z ust.
-Chcesz coś powiedzieć?
-Kocham Cię Lili. Przepraszam...
Spuścił głowę w dół, a Vivien aż się zagotowała! Nie to miał powiedzieć. Wzięła ostatnią szklankę z olejem i wylała mu ją prosto na twarz tym samym wypalając oczy.
-AAAAAAAAAAAA!!!
Rozległ się krzyk po pomieszczeniu. Zapomniała, że Mario ma odsłonięte usta.
Krzyczał i płakał dobre dwie minuty cały czas rzucając się na krześle.
Vivien w pośpiechu rozlała benzynę wokół krzesła Mario i po nim samym też. Wzięła zapałki i robiąc drużkę z benzyny za sobą, doszła aż do drzwi. Stojąc przy nich patrzyła na Mario, który nieudolnie próbował przetrzeć twarz. Był cały okaleczony. Aż przez chwilę zrobiło jej się smutno. Ale gdy rzuciła zapałkę na benzynę, od razu jej humor się poprawił. Ogień szybko doszedł do Mario. Płonął w ogniu miłośći, jaką Vivien go darzyła.
-Trzymaj się, Mario.
Zamknęła za sobą drzwi.
Męczarnie Mario trwały koło dwóch minut. Czuł jak ogień dobiera się do jego całego ciała. Był bezsilny, niemal martwy. Ale i tak większy ból sprawiał mu fakt, że wydał na śmierć Lili. Wiedział, że Vivien nigdy nie spocznie, nie spocznie, póki nie zabije Lili. On już nie mógł nic z tym zrobić. Umarł.



#######

Łaał, serio. jestem dumna z tych rozdziałów! no normalnie moje ulubione, takie... POZYTYWNE :D
hahaha, a tak serio, to mam nadzieję, że nie uważacie mnie po przeczytaniu tego opowiadania za jakąś psychicznie chorą, czy coś... Ja tylko spełniałam życzenie mojej przyjaciółki, która również darzy wieeeelką miłością Mario :* ( sarkazm, czuję sarkazm!)
Tak więc co ja tu jeszcze chcę dodać...
W sumie to nic takiego. Teraz wracam do do historii o Marcu i Shanti i chce się w całości na niej skupić. Tam nowy rozdział dodam jakoś w okolicy soboty- niedzieli.
Gdyby ktoś nie pamiętał linku to łapcie: http://zapomniec-wszystko.blogspot.com/
Więc żegnam i muszę Wam powiedzieć, że bardzo nie mogę doczekać się Waszych komentarzy :*
CZEŚĆ!