-Coś znowu mu powiedział?
Spytała, gdy tylko Mario wsiadł do samochodu.
-Znowu na kogoś naskoczyłeś?
Kontynuowała.
-A czy ty musisz się tak czepiać? Nic mu nie powiedziałem! Pytał o Ciebie, więc odpowiedziałem, że jest mu to nie potrzebne i tyle.
Zerknęła na chłopaka, po czym od razu odwróciła wzrok w drugą stronę. Dalszą część drogi do domu Alcânraty spędzili w ciszy.
Chwilę po szesnastej zatrzymali się na podjeździe mieszkania Thiago.
-Wejdziesz?
Sięgnęła ręką po swoją torbę treningową.
-Nie, raczej nie.
Otworzyła drzwi i jedną nogę postawiła już na podjeździe.
-A kiedy nas odwiedzisz?
-A od kiedy Ci tak na mnie zależy?
Wydawał się być obrażony.
-Wiesz Mario, jesteś strasznie głupi.
Powiedziała z uśmiechem i pocałowała go w policzek po czym wyszła z samochodu. Stojąc przed drzwiami, odwróciła się w stronę chłopaka, który cały czas bacznie się jej przyglądał. i pomachała mu na pożegnanie. Zniknęła za drewnianymi drzwiami.
Tekst, że ktoś jej głupi mówiony z uśmiechem zawsze działał. Używała go bardzo często. Wolała mówić coś takiego, niż się tłumaczyć. Tak samo na pytanie Mario, od kiedy jej zależy nie miała ochoty odpowiadać. Bo to raczej logiczne, że od zawsze jej na nim zależało, a ten tylko głupio pyta. Wolała mu po prostu powiedzieć, że jest głupi. Bo przecież jest, głupi Mario.
<.>
Rzuciła torbę treningową koło szafki przy drzwiach wejściowych.
-Wróciłam!
Ściągnęła sandały, poszła do kuchni z zamiarem napicia się wody. Nalała jej do szklanki i rozejrzała się po mieszkaniu.
Dwupoziomowe. Na pierwszym duży, przejrzysty salon z oknem na całą ścianę, kuchnia z jadalnią i łazienka. Na drugim zaś są dwie sypialnie i pokój gościnny.
-Thiago? Jesteś?
Włożyła szklankę do zlewu i zaczęła szukać brata. Tutaj go nie było. Weszła prostymi, drewnianymi schodami na drugi poziom. Stanęła w okrągłym korytarzu. Z niego można było wybrać dwie pary drzwi. Po środku był pokój gościnny, po prawej pokój Lili, a po lewej Thiago. Wybrała te ostatnie.
Duże łóżko na środku, na przeciwko telewizora wiszącego na ścianie. Fotel, na którym leżała sterta ciuchów, nie koniecznie brudnych. To była po prostu zwykła szafa. Oczywiście taka normalna też była, w wnęce przy drzwiach. Wszystko w odcieniach szarości i granatu.
-O czym tak rozmyślasz?
Oparła się o futrynę drzwi. Thiago leżała na łóżku i z rękami pod głową patrzył w sufit.
-A myślę o wszystkim. O naszym życiu. O tym, że jestem za Ciebie odpowiedzialny.
Wiedziała, ze to będzie dłuższa rozmowa, postanowiła usiąść obok brata. Thiago już czasem tak miał, że nachodziła go ochota na długie, szczere rozmowy. Teraz ma taką zachciankę.
-Sam chciałeś, żebym z Tobą tutaj przyjechała... Nie miej do mnie pretensji.
Położyła się obok brata w takiej samej pozycji jak on.
-Ja nie mam pretensji. Nie żałuję mojej decyzji. Żałowałbym, gdybym teraz leżał sam, a ty z Rafinhą w Hiszpanii. Bardzo się cieszę, że jesteś przy mnie.
-To w czym problem?
-Nie radzę sobie z Tobą.
Obrócił się na bok i podparty ręką patrzył na siostrę.
-Co masz na myśli?
Nie patrzyła na niego.
-Nie udawaj głupiej Lili. Dobrze wiesz. Znowu się biłaś. Źle się zachowujesz. A ja nie mam na Ciebie wpływu, bo jesteś za bardzo uparta!
Spojrzała na niego z lekkim uśmiechem.
-Ale to chyba nie jest wada.
-Teoretycznie nie... Ale Lili, weź się zastanów nad sobą. Dziewczynie nie wypada się bić... To takie mało kobiece...
-Tak samo jak piłka nożna?!
Ze złości aż usiadła na łóżku. Thiago nie wiedział co powiedział nie właściwego, ale widząc nagła zmianę humoru siostry, domyślił się, że nie powinien.
-Nie, Lili, źle mnie zrozumiałaś. Piłka to całkiem inna sprawa. Ja teraz o bójkach mówię. Proszę Cię, nie bij się więcej. Olej zaczepki Helgi i rób swoje. Uwierz mi, tak będzie lepiej.
Usiadł obok niej i lekko chwycił ją za ręce.
-A ty byś olał? Gdyby ktoś Ci powiedział, że jesteś nic nie wart? Że wszystko co osiągnąłeś, to nie Twoja zasługa? Że wszystko zawdzięczasz starszemu bratu?
Mówiąc to wpatrywała się w jego ciemne oczy.
Nie wiedział co ma jej odpowiedzieć. Nigdy wcześniej Helga nie posunęła się do takiego czynu. Wcześniej, kłóciły się o drobiazgi. Ale duma Lili nie pozwalała tego puścić płazem.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś? Myślałem, że znów poszło o zwykłe wyzwiska...
-Nie pytałeś. A ja nie będę się nad sobą użalać.
Wzruszyła ramionami.
-Obiecuję, że z mojej winy więcej nie będziesz musiał się za mnie wstydzić. No chyba, że ten babochłop znów mnie wnerwi. Ale wiedz, że ja tego nie chce. Wtedy to będzie już jedyne rozwiązanie.
Lekko się uśmiechnęła.
-Moja mała siostrzyczka.
Powiedział bardzo, ale to bardzo miłym tonem głosu i przytulił siostrę.
<.>
Siedzieli w salonie na kanapie i jedząc popcorn oglądali film. Jakaś komedia o grupce przyjaciół, którzy świętują urodziny. Momentami był nawet śmieszny.
-I prezes tak po prostu puścił Cię z Mario? Bez niczego?
-No.. Tak. Wiesz, to jest gwiazda. Piłkarz wielkiego Bayernu. Musiał.
-Ta, wielki Bayern.
Zaśmiał się i włożył do buzi kolejne ziarnka popcornu.
-Mówił kiedy tutaj przyjdzie?
-Nie, ale...
Jej wypowiedź przerwał dzwonek u drzwi. Thiago, jako że siedział bliżej podniósł swoje cztery litery i podszedł do drzwi.
Za nimi stała blondynka w krótkie, czarnej spódniczce i czerwonej bluzce na ramiączkach.
-Cześć Thiago.
Pocałowała go delikatnie w prawy policzek i przejechała palcem po jego klatce piersiowej.
-Ja do Lili.
Piłkarz tylko zrobił jej przejście w drzwiach, po czym je zamknął.
-Sophie? Co ty tu robisz? Nie masz szlabanu?
Spytała zdziwiona brunetka, gdy tylko ujrzała przyjaciółkę.
-Teoretycznie mam... Ale musiałam z Tobą porozmawiać. Chyba nie masz nic przeciwko?
Usiadła obok niej.
-Nie, nie mam...
Thiago oparł się o komodę, która stała przy schodach i zerknął na dwie dziewczyny siedzące na kanapie.
-Zostajesz na noc?
Zaczął.
-Jeśli to nie byłby problem... Nie chce się narzucać, czy coś...
Przegryzła delikatnie usta cały czas bacznie wpatrując się w swoją wielką miłość- Thiago.
-Mi to za bardzo różnicy nie robi. Nie narozrabiajcie za bardzo. Będę u siebie.
Spojrzał znaczące na siostrę i po schodach poszedł do swojego pokoju.
Sophie nie tak sobie to zaplanowana. Chciała spędzić czas z Thiago. A ten zaszył się u siebie w pokoju... Ale to nie znaczy, że nie będzie już próbować, a nie! Ona do takich osób nie należy. Jak sobie coś upatrzy, to to musi być jej. Tak więc Thiago musi być jej.
-Gadaj po coś żeś przyszła.
Zaczęła Lili gdy tylko usłyszała zamykające się drzwi od pokoju swojego starszego brata.
-Chciałam z Tobą pobyć...
Sophie uśmiechając się spojrzała na przyjaciółkę.
-Bo Ci uwierzę.
Wstała z kanapy i nalała sobie wody do szklanki.
-Masz tą swoją najlepszą bieliznę na sobie?
Zerknęła na nią.
-Nic się przed Tobą nie ukryje...
Odchyliła kawałek swojej czerwonej bluzki i pokazała Lili koronkowy, czarny stanik, który założyła specjalnie dla Alcântary.
-Masz serio narąbane w głowie. Thiago przecież nie zwróci na Ciebie uwagi...
Oparła się o kuchenny blat.
-Warto spróbować. Zobaczysz, jeszcze będziemy szwagierkami.
<.>
Siedziały przed telewizorem i oglądały reklamy. Dlaczego w tej telewizji ciągle są reklamy?
-Na długo masz szlaban?
Zaczęła ciemnowłosa.
-Dwa tygodnie...Najgorsze jest to, że miałyśmy na zakupy pojechać. Muszę sobie kupić sukienkę na urodziny Philipa! A to za tydzień, będziesz szła, prawda?
Zerknęła kątem oka na przyjaciółkę w czasie popijania soku.
-Raczej tak. Thiago nic nie mówił, że mam karę... Więc powinnam pójść.
-To dobrze! To będzie świetna impreza!
Odłożyła pustą szklankę na ławę, która stała obok kanapy i zerknęła na zegarek wiszący obok lodówki.
-Dobra, dwudziesta trzecia. Pora odwiedzić Thiago.
Wstała z kanapy i naciągnęła spódniczkę, która ledwo przykrywała jej tyłek.
-Sophie.. Daj sobie spokój. Przecież Thiago nawet przystojny nie jest...
Zaczęła marudzić Lili.
-Nie jest przystojny?! Nie jest?! Czy ty siebie słyszysz?! On jest idealny!
Krzyczała niemal.
-I-D-E-A-L-N-Y!!!
Przeliterowała.
-No dobra, niech Ci będzie. Rób co chcesz, ja idę spać.
Poszła zamknąć drzwi wejściowe na klucz i zaraz po tym była już w łazience obok swojego pokoju i brała szybki prysznic.
No to pora zabrać się za operację "zdobyć Thiago".
Stanęła przed lusterkiem. Wyglądała idealnie. Jej duże, niebieskie oczy, mocno były podkreślone przez czarny tusz i kredkę. Usta pomalowane na krwisty czerwony. Włosy spięte z wysokiego kucyka. Zawsze tak się czesała. W ten sposób podkreślała swoje oryginalne rysy twarzy.
Wyciągnęła z torebki perfumy i delikatnie się nimi spryskała.
Wyglądała idealnie. Teraz tylko pora pozbyć się ciuchów. Koszulka i spódniczka szybko pojawiła się w torbie. Stała już tylko w czarnej, koronkowej bieliźnie i czerwonych butach na wysokim obcasie.
-No Thiago, patrz co już niedługo może być Twoje.
Powiedziała do swojego odbicia w lusterku i po schodach szła do pokoju piłkarza.
Delikatnie zacisnęła na klamkę i popchnęła drewniane drzwi.
-Thiago... Śpisz?
Leżał przykryty kołdrą na łóżku tyłem do niej. Wzięła głęboki oddech powietrza i zamknęła za sobą drzwi. Położyła się obok śpiącego chłopaka. Wyglądał tak niewinnie, tak pięknie. Nigdy nie była z nim tak blisko. Mimo, że znała go ponad rok, to nigdy nie leżała z nim w jednym łóżku. Nigdy nie czuła tak wyraźnie zapachu jego perfum, nigdy nie dotykała jego ciemnych włosów i wyrzeźbionego ciała. Teraz mogła. Chciała, by cały należał do niej. Chciała już zawsze przy nim zasypiać i przy nim się budzić. Ten chłopak kompletnie zawrócił jej w głowie, mimo, że nigdy nie dawał jej żadnych dwuznacznych sygnałów.
Przejechała delikatnie ręką po jego włosach. On tylko lekko się poruszył.
Powoli zjeżdżała ręką niżej. Zaczęła jeździć wskazującym palcem po jego plecach. Najpierw powoli po barkach, potem coraz niżej. Widziała tylko delikatny uśmiech, który zaczął pojawiać się na jego twarzy. To tylko dodało jej pewności siebie.
Z miziania jego pleców, przeszła do klatki piersiowej. Zaczęła kreślić na niej kółka. Miała nadzieję, że zaraz się obudzi. Ten jednak nadal spał. Swoją stroną, miał bardzo twardy sen.
Musiała przejść do konkretów. Gdy jedną ręką dotykała Thiago, a drugą bawiła się jego włosami, zaczęła całować go po szyi. Delikatnie muskała jego policzki i szyję. Tak bardzo chciała go pocałować, ale wolała poczekać, aż się obudzi. Gdy złożyła kolejny pocałunek na jego ramionach, poczuła jak nagle podskoczył.
-Co ty tutaj robisz?!
Niemal krzyknął, gdy odwracając się ujrzał przyjaciółkę swojej siostry.
-Cześć Thiago.
Powiedziała bardzo uwodzicielskim głosem i znów zaczęła go dotykać.
-Sophie!
Odsunął się od niej i usiadł na łóżku.
-Co ty dziewczyno robisz?
Patrzył na nią. Dopiero teraz zauważył jej seksowną bieliznę, którą ma na sobie.
-Próbuję sprawić, byś w końcu zaczął zwracać na mnie uwagę...
Przysunęła się do niego i zaczęła go całować.
Co on wtedy myślał? Właściwie to nic. Co mógł zrobić? Z jednej strony był facetem. Zwykłym facetem. A co robi facet, gdy budzi się i widzi niemal nagą dziewczynę w swoim łóżku, która do tego go całuje? No nic. Tylko jej się oddaje. Tak też było przez pierwsze kilka sekund. Zapomniał, że nie powinien. Bo właściwie dlaczego nie? Odwzajemnił jej pocałunek, a mało tego, zaczął ją przytulać do siebie.
Dopiero, gdy spostrzegł się, że leży na blondynce, coś zaświtało w tej jego pustej hiszpańskiej główce.
-Nie powinniśmy...
Usiadł obok i przetarł usta.
-Jasne, że powinniśmy. My musimy!
Znów poczuł usta blondynki na swoich.
27 lutego, 2014
20 lutego, 2014
II. Przykład przyjaźni damsko-męskiej- czy ma szanse istnieć?
Albo on, albo będzie tutaj bezczynnie siedziała.
<Mario?>
<No, a kto ma być?>
<Jesteś w domu, prawda?>
<No niestety nie zgadłaś. Jestem w sklepie.>
<Mario... Mógłbyś po mnie przyjechać?>
<A co? Nóżki bolą?>
<Nie, nie o to chodzi... Wytłumaczę Ci na miejscu... Jestem na stadionie.>
<To już chyba wiem o co chodzi.. Znowu się biłaś?>
<Mario... Przyjedziesz?>
<Będę za piętnaście minut>
Jak długo go zna? No już będzie ponad rok.
Od początku dobrze się z nim rozumiała. Nadawali na tych samych falach, może to ułatwiło im razem życie.
Mario był bardzo przyjacielskim chłopakiem. Zawsze mogła na niego liczyć.
Zjawił się już po kilkunastu minutach.
-Dzień dobry, ja po Lili.
Zamknął za sobą drzwi i podał prawą rękę w geście przywitania prezesowi, który siedział przy biurku na swoim białym, skórzanym fotelu.
-Miał przyjechać jej brat, nie Pan, Panie Götze.
Uścisnął jego dłoń po czym splótł palce jak do modlitwy i położył je na biurku.
-Tak, ale Thiago ma trening. Prosił mnie, bym to ja przyjechał po Lili.
Spojrzał na dziewczynę. Siedziała jak zwykle ze swoimi kręconymi włosami i stroju sportowym z herbem Bayernu z numerem 11. Dlaczego 11? Ponieważ ma sentyment do tego numeru. Jej brat grał z nim w Barcelonie. To tam był najszczęśliwszy. Tam oboje czuli się jak w domu. Byli we troje. Razem z bratem bliźniakiem Lili- Rafinhą. Bardzo by chciała znów mieć oboje braci przy sobie. Niestety, Rafinha jest aktualnie wypożyczony do Celty Vigo, Thiago tutaj, w Niemczech. Mimo wszystko ma nadzieje, że jeszcze kiedyś razem zagrają z herbem Barcelony na piersi. Oni w pierwszym składzie, ona w kobiecej sekcji.
-No dobrze. Ale tylko dlatego, że jest Pan wspaniałym człowiekiem i mam do Pana zaufanie.
Niemiec skinął głową.
-Proszę bardziej zwracać na nią uwagę i przemówić jej do rozsądku. Póki co zawieszam ją na cztery następne mecze. Ale gdy raz jeszcze pojawi się taka sytuacja, będę zmuszony ją wyrzucić.
Dodał, gdy Lili wyszła już z gabinetu i udała się w stronę zaparkowanego samochodu Mario na parkingu.
-Spokojnie, poprawi się.
Uścisnął raz jeszcze dłoń prezesa i pobiegł za brunetką.
Za nim ją dogonił, siedziała już na krawężniku przy samochodzie.
-Lils, co znowu się z Tobą dzieje?
Ukucnął przed nią i spojrzał w jej ciemne oczy.
-Pewnie myślisz, że ja chciałam się z nią bić? Że to ja zaczęłam?
Mówiła patrząc w jego jasno brązowe oczy.
-Lils...
Usiadł obok niej na krawężniku.
-Wiem, że nie jesteś winna. Ale co Cię do tego skłoniło?
-I tak nie zrozumiesz... Nie masz sławnego brata...
Zakryła twarz w rękach.
-Mów, spróbuje zrozumieć.
Odetchnęła głęboko.
-Powiedziała mi, że gram tu tylko dlatego, że Thiago szepnął coś prezesowi. Nazwała mnie suką. Zwyzywała moją przyjaciółkę. Ale tak po za tym, to nic takiego.
Mario tylko spojrzał na niej smutną twarz. Wydawała się być twarda. Za wszelką cenę nie chciała uronić choć jednej małej łzy, udało jej się to, ale w środku płakała jak małe dziecko.
-Lils...
Objął ją jednym ramieniem.
-Może i ty masz sławnego brata. Ale to nie jest powód, by tego się wstydzić. Na pewno masz lepsze życie niż ta cała Helga, która niby sama doszła do tego wszystkiego. Ty miałaś trochę łatwiej, a czemu? Bo w Twoich żyłach płynie piłkarska krew. Dla Ciebie nie ma innej możliwości niż gra w piłkę. Ty po prostu urodziłaś się po to, by biegać za futbolówką. Masz do tego talent. Ona to wypracowała. Może trochę dziwne porównanie, ale jesteście jak Messi i Ronaldo. Oboje świetnie gracie, tyle że jedna z Was się z tym urodziła, druga się tego wyuczyła. I wiadomo kto jest lepszy. Znaczy tu jest tak trochę popaprane, Ronaldo jest lepszy, ale z Waszej dwójki to ty jesteś sto razy lepsza. Jesteś najlepsza. I nie przejmuj się już nią. Najwyżej, jak drugi raz się pobijecie, wyrzucą Cię z klubu, to znajdziesz inny. Każdy chciał by mieć takiego napastnika jak ty.
Dziewczyna tylko słuchając te słowa wtuliła swoją głowę w jego umięśnione ciało. Właśnie takiego wsparcia teraz potrzebowała. Mario je jej zapewnił. Zawsze potrafił poprawić jej humor, sprawić, że uśmiech zagościł na jej twarzy.
-A dodatkowo, ty jesteś dużo, ale to dużo ładniejsza od niej. Wyglądasz ślicznie nawet w związanych włosach, dresach i bez makijażu. A ona? Szkoda słów... Że coś takiego można nazwać kobietą...
Pokręcił głową w prawo i lewo.
Nie przyjęła tego jako komplement. Raczej jako dalszą część pocieszenia Mario. Nie sądziła, że mogłaby mu się podobać.
-Dobra, dość tych czułości.
Ściągnęła jego rękę ze swojego ramienia i wstała z krawężnika.
-Zawieź mnie do domu.
Chwyciła za klamkę od samochodu, ale był zamknięty.
-A może tak proszę? Albo cokolwiek? A nie od razu zawieź...
Nadal siedział i wpatrywał się w dziewczynę.
-Proszę?
Położyła ręce na biodra.
-Coś słabo się starasz... Ale dobra, bo już głodny jestem. Masz mi coś ugotować.
Otworzył samochód i razem wsiedli do środka.
-Przecież ja nie umiem gotować.. Otruję Cię, a ty już wystarczająco jesteś kontuzjowany. Pojedźmy do restauracji.
-Ale ty stawiasz.
-To ty masz kupę forsy. Ja mam przy sobie ledwo dziesięć euro.
-To jedziemy do McDonalda. Wystarczy.
Odpalił samochód i wyjechał na główną ulicę.
-Nie, to nie zdrowe... To ty płacisz za siebie, ja za siebie, dobra?
Zerknęła na niego.
-Wiesz... W takiej restauracji w jakiej ja jadam, za te nędzne dziesięć euro, nie wiem czy kupiłabyś szklankę wody.
Nastawił radio na jakąś stację, w której leciał jakiś szybki, imprezowy kawałek.
-Jak ty mnie wkurzasz Mario! Jesteś okropny!
Założyła nogę na nogę i zrobiła obrażoną minę wyglądając przez okno.
-I tak wiem, że mnie kochasz.
Dźgnął ją w brzuch i skręcił w lewą stronę.
<.>
Zatrzymali się na parkingu przed jakimś barem.
-Idziesz?
Otworzył drzwi.
-No przecież tak nie wyjdę! Mam jeszcze korki na sobie!
Tylko na nią spojrzał i czekał na to, co teraz zrobi. Fakt, dziwnie by wyglądała wchodząc do baru w korkach i stroju sportowym.
-Nie podglądaj!
Przeszła na tylne siedzenie samochodu, gdzie leżała jej torba treningowa.
-Przecież już nie raz widziałem Cię w stroju kąpielowym, czy nawet bieliźnie, nie masz się czego wstydzić.
Odwrócił w jej stronę głowę.
-Kurwa, Mario, odwróć się, bo to się dla Ciebie źle skończy!
Posłuchał się.
Najpierw wyciągnęła z torby potrzebne rzeczy, czyli krótkie, czarne spodenki i błękitną koszulkę na ramiączkach. Szybkim ruchem ściągnęła treningową koszulkę i założyła nową. Zrobiła to samo ze spodenkami. Nie zauważyła nawet, że Mario cały czas bacznie się jej przygląda w tylnym lusterku. Ah, ci faceci...
Ściągnęła getry i korki, założyła jasno beżowe sandały. Rozpuściła włosy i delikatnie przeczesała je przez palce.
-Dobra, gotowa.
Wyszła z samochodu i naciągnęła spodenki. Mario również wyszedł i tylko puścił w jej stronę jego diabelski uśmiech.
-Podglądałeś!
Od razu się domyśliła. Miał to wymalowane na twarzy.
-A tak, zerknąłem sobie raz, czy dwa.
Puścił ją pierwszą w drzwiach. Oczywiście nie obeszło się od zerknięcia na jej pośladki. Bo jak mógłby przepuścić taką okazję?
-Jesteś okropny!
Usiedli do jednego z wolnych stolików. Właściwie to wszystko tutaj były wolne. Specjalnie wybrał mało popularny bar, by nikt go tutaj nie rozpoznał. Nie miał dziś ochoty na użeranie z fanami. Można rzec, że nie bardzo za nimi przepadał.
-Kelner!
Podniósł rękę do góry. Już po chwili jasno włosa kobieta ubrana w czarną spódniczkę i białą koszulkę z fartuszkiem stała przy nim.
-Dwa razy specjał dnia plus dwa razy sok.
Złożył zamówienie.
-Dobrze, a mogłabym prosić o autograf?
Spojrzała na niego niemal błagalnymi oczami.
Ten tylko zerknął na nią z politowaniem i niezbyt chętnie podpisał się jej na kartce. Gdy poprosiła o zdjęcie, odmówił jej mówiąc, że przyszedł tutaj zjeść obiad, a nie pozować do zdjęć i rozdawać autografy. Nie był zbyt miły.
-Jak ty się zachowujesz? Ona tylko chciała zdjęcie, a ty na nią tak naskoczyłeś...
Zaczęła Lili.
-Jestem już zmęczony tym ciągłym dawaniem autografów. Chciałbym czasem po prostu wyjść z domu i spędzić z kimś mile czas, a nie co chwilę podpisywać się na kartkach. To jest męczące.
Oparł się o krzesło.
-Męczące? Maźnięcie kilku znaczków na kartce? Wyobrażasz sobie, jaką radość sprawiasz tym ludziom? Wiem, że to dla Ciebie tylko podpis, czy zdjęcie, wyobraź sobie, że dla nich jest bardzo ważne. Mógłbyś czasem być bardziej miły... Bo wyrobisz sobie bardzo negatywną reputację...
Przemilczał to. Nie mówił nic, aż nie skończyli jeść obiadu.
-Idziesz?
Wstała z krzesła, gdy kelnerka zabrała puste talerze.
-Jesteś na mnie zły?
-Nie... Jestem zły na siebie. Ale zaraz przejdzie.
Wyszli z restauracji.
Zauważyli, że przy samochodzie Mario stoi jakiś mężczyzna z aparatem w ręku. Gdy tylko ich ujrzał, zaczął robić zdjęcia.
-Co Pan robi?!
Naskoczył na niego Mario.
Już chciał zabrać mu aparat, albo przyłożyć mężczyźnie, ale powstrzymała go Lili.
-Ej, uspokój się. Nie ma sensu.
Spojrzała w jego oczy. Wydawał się uspokoić. Fotoreporter oczywiście nie oszczędzał na miejscu w aparacie i robił fotki tej dwójce.
-Przepraszam, mogę zadać kilka pytań?
Podeszli do niego. Lili puściła tylko do Mario miły uśmiech i wsiadła do samochodu zostawiając go samego.
-Tylko szybko, śpieszę się.
Oparł się o karoserię samochodu.
-Rozumiem, śpieszy Pan się do dziewczyny...
Mario nic nie odpowiedział, więc paparazzi uznał to za potwierdzenie.
-Długo Pan zna tą dziewczynę?
-Lili? A na co to Panu potrzebne? Przepraszam, nie będę odpowiadał na takie pytania.
Wsiadł do auta i jak najszybciej opuścił teren restauracji.
------------
I drugi rozdział :)
Krótki, bo krótki, ale mam nadzieję, że się podoba :*
<Mario?>
<No, a kto ma być?>
<Jesteś w domu, prawda?>
<No niestety nie zgadłaś. Jestem w sklepie.>
<Mario... Mógłbyś po mnie przyjechać?>
<A co? Nóżki bolą?>
<Nie, nie o to chodzi... Wytłumaczę Ci na miejscu... Jestem na stadionie.>
<To już chyba wiem o co chodzi.. Znowu się biłaś?>
<Mario... Przyjedziesz?>
<Będę za piętnaście minut>
Jak długo go zna? No już będzie ponad rok.
Od początku dobrze się z nim rozumiała. Nadawali na tych samych falach, może to ułatwiło im razem życie.
Mario był bardzo przyjacielskim chłopakiem. Zawsze mogła na niego liczyć.
Zjawił się już po kilkunastu minutach.
-Dzień dobry, ja po Lili.
Zamknął za sobą drzwi i podał prawą rękę w geście przywitania prezesowi, który siedział przy biurku na swoim białym, skórzanym fotelu.
-Miał przyjechać jej brat, nie Pan, Panie Götze.
Uścisnął jego dłoń po czym splótł palce jak do modlitwy i położył je na biurku.
-Tak, ale Thiago ma trening. Prosił mnie, bym to ja przyjechał po Lili.
Spojrzał na dziewczynę. Siedziała jak zwykle ze swoimi kręconymi włosami i stroju sportowym z herbem Bayernu z numerem 11. Dlaczego 11? Ponieważ ma sentyment do tego numeru. Jej brat grał z nim w Barcelonie. To tam był najszczęśliwszy. Tam oboje czuli się jak w domu. Byli we troje. Razem z bratem bliźniakiem Lili- Rafinhą. Bardzo by chciała znów mieć oboje braci przy sobie. Niestety, Rafinha jest aktualnie wypożyczony do Celty Vigo, Thiago tutaj, w Niemczech. Mimo wszystko ma nadzieje, że jeszcze kiedyś razem zagrają z herbem Barcelony na piersi. Oni w pierwszym składzie, ona w kobiecej sekcji.
-No dobrze. Ale tylko dlatego, że jest Pan wspaniałym człowiekiem i mam do Pana zaufanie.
Niemiec skinął głową.
-Proszę bardziej zwracać na nią uwagę i przemówić jej do rozsądku. Póki co zawieszam ją na cztery następne mecze. Ale gdy raz jeszcze pojawi się taka sytuacja, będę zmuszony ją wyrzucić.
Dodał, gdy Lili wyszła już z gabinetu i udała się w stronę zaparkowanego samochodu Mario na parkingu.
-Spokojnie, poprawi się.
Uścisnął raz jeszcze dłoń prezesa i pobiegł za brunetką.
Za nim ją dogonił, siedziała już na krawężniku przy samochodzie.
-Lils, co znowu się z Tobą dzieje?
Ukucnął przed nią i spojrzał w jej ciemne oczy.
-Pewnie myślisz, że ja chciałam się z nią bić? Że to ja zaczęłam?
Mówiła patrząc w jego jasno brązowe oczy.
-Lils...
Usiadł obok niej na krawężniku.
-Wiem, że nie jesteś winna. Ale co Cię do tego skłoniło?
-I tak nie zrozumiesz... Nie masz sławnego brata...
Zakryła twarz w rękach.
-Mów, spróbuje zrozumieć.
Odetchnęła głęboko.
-Powiedziała mi, że gram tu tylko dlatego, że Thiago szepnął coś prezesowi. Nazwała mnie suką. Zwyzywała moją przyjaciółkę. Ale tak po za tym, to nic takiego.
Mario tylko spojrzał na niej smutną twarz. Wydawała się być twarda. Za wszelką cenę nie chciała uronić choć jednej małej łzy, udało jej się to, ale w środku płakała jak małe dziecko.
-Lils...
Objął ją jednym ramieniem.
-Może i ty masz sławnego brata. Ale to nie jest powód, by tego się wstydzić. Na pewno masz lepsze życie niż ta cała Helga, która niby sama doszła do tego wszystkiego. Ty miałaś trochę łatwiej, a czemu? Bo w Twoich żyłach płynie piłkarska krew. Dla Ciebie nie ma innej możliwości niż gra w piłkę. Ty po prostu urodziłaś się po to, by biegać za futbolówką. Masz do tego talent. Ona to wypracowała. Może trochę dziwne porównanie, ale jesteście jak Messi i Ronaldo. Oboje świetnie gracie, tyle że jedna z Was się z tym urodziła, druga się tego wyuczyła. I wiadomo kto jest lepszy. Znaczy tu jest tak trochę popaprane, Ronaldo jest lepszy, ale z Waszej dwójki to ty jesteś sto razy lepsza. Jesteś najlepsza. I nie przejmuj się już nią. Najwyżej, jak drugi raz się pobijecie, wyrzucą Cię z klubu, to znajdziesz inny. Każdy chciał by mieć takiego napastnika jak ty.
Dziewczyna tylko słuchając te słowa wtuliła swoją głowę w jego umięśnione ciało. Właśnie takiego wsparcia teraz potrzebowała. Mario je jej zapewnił. Zawsze potrafił poprawić jej humor, sprawić, że uśmiech zagościł na jej twarzy.
-A dodatkowo, ty jesteś dużo, ale to dużo ładniejsza od niej. Wyglądasz ślicznie nawet w związanych włosach, dresach i bez makijażu. A ona? Szkoda słów... Że coś takiego można nazwać kobietą...
Pokręcił głową w prawo i lewo.
Nie przyjęła tego jako komplement. Raczej jako dalszą część pocieszenia Mario. Nie sądziła, że mogłaby mu się podobać.
-Dobra, dość tych czułości.
Ściągnęła jego rękę ze swojego ramienia i wstała z krawężnika.
-Zawieź mnie do domu.
Chwyciła za klamkę od samochodu, ale był zamknięty.
-A może tak proszę? Albo cokolwiek? A nie od razu zawieź...
Nadal siedział i wpatrywał się w dziewczynę.
-Proszę?
Położyła ręce na biodra.
-Coś słabo się starasz... Ale dobra, bo już głodny jestem. Masz mi coś ugotować.
Otworzył samochód i razem wsiedli do środka.
-Przecież ja nie umiem gotować.. Otruję Cię, a ty już wystarczająco jesteś kontuzjowany. Pojedźmy do restauracji.
-Ale ty stawiasz.
-To ty masz kupę forsy. Ja mam przy sobie ledwo dziesięć euro.
-To jedziemy do McDonalda. Wystarczy.
Odpalił samochód i wyjechał na główną ulicę.
-Nie, to nie zdrowe... To ty płacisz za siebie, ja za siebie, dobra?
Zerknęła na niego.
-Wiesz... W takiej restauracji w jakiej ja jadam, za te nędzne dziesięć euro, nie wiem czy kupiłabyś szklankę wody.
Nastawił radio na jakąś stację, w której leciał jakiś szybki, imprezowy kawałek.
-Jak ty mnie wkurzasz Mario! Jesteś okropny!
Założyła nogę na nogę i zrobiła obrażoną minę wyglądając przez okno.
-I tak wiem, że mnie kochasz.
Dźgnął ją w brzuch i skręcił w lewą stronę.
<.>
Zatrzymali się na parkingu przed jakimś barem.
-Idziesz?
Otworzył drzwi.
-No przecież tak nie wyjdę! Mam jeszcze korki na sobie!
Tylko na nią spojrzał i czekał na to, co teraz zrobi. Fakt, dziwnie by wyglądała wchodząc do baru w korkach i stroju sportowym.
-Nie podglądaj!
Przeszła na tylne siedzenie samochodu, gdzie leżała jej torba treningowa.
-Przecież już nie raz widziałem Cię w stroju kąpielowym, czy nawet bieliźnie, nie masz się czego wstydzić.
Odwrócił w jej stronę głowę.
-Kurwa, Mario, odwróć się, bo to się dla Ciebie źle skończy!
Posłuchał się.
Najpierw wyciągnęła z torby potrzebne rzeczy, czyli krótkie, czarne spodenki i błękitną koszulkę na ramiączkach. Szybkim ruchem ściągnęła treningową koszulkę i założyła nową. Zrobiła to samo ze spodenkami. Nie zauważyła nawet, że Mario cały czas bacznie się jej przygląda w tylnym lusterku. Ah, ci faceci...
Ściągnęła getry i korki, założyła jasno beżowe sandały. Rozpuściła włosy i delikatnie przeczesała je przez palce.
-Dobra, gotowa.
Wyszła z samochodu i naciągnęła spodenki. Mario również wyszedł i tylko puścił w jej stronę jego diabelski uśmiech.
-Podglądałeś!
Od razu się domyśliła. Miał to wymalowane na twarzy.
-A tak, zerknąłem sobie raz, czy dwa.
Puścił ją pierwszą w drzwiach. Oczywiście nie obeszło się od zerknięcia na jej pośladki. Bo jak mógłby przepuścić taką okazję?
-Jesteś okropny!
Usiedli do jednego z wolnych stolików. Właściwie to wszystko tutaj były wolne. Specjalnie wybrał mało popularny bar, by nikt go tutaj nie rozpoznał. Nie miał dziś ochoty na użeranie z fanami. Można rzec, że nie bardzo za nimi przepadał.
-Kelner!
Podniósł rękę do góry. Już po chwili jasno włosa kobieta ubrana w czarną spódniczkę i białą koszulkę z fartuszkiem stała przy nim.
-Dwa razy specjał dnia plus dwa razy sok.
Złożył zamówienie.
-Dobrze, a mogłabym prosić o autograf?
Spojrzała na niego niemal błagalnymi oczami.
Ten tylko zerknął na nią z politowaniem i niezbyt chętnie podpisał się jej na kartce. Gdy poprosiła o zdjęcie, odmówił jej mówiąc, że przyszedł tutaj zjeść obiad, a nie pozować do zdjęć i rozdawać autografy. Nie był zbyt miły.
-Jak ty się zachowujesz? Ona tylko chciała zdjęcie, a ty na nią tak naskoczyłeś...
Zaczęła Lili.
-Jestem już zmęczony tym ciągłym dawaniem autografów. Chciałbym czasem po prostu wyjść z domu i spędzić z kimś mile czas, a nie co chwilę podpisywać się na kartkach. To jest męczące.
Oparł się o krzesło.
-Męczące? Maźnięcie kilku znaczków na kartce? Wyobrażasz sobie, jaką radość sprawiasz tym ludziom? Wiem, że to dla Ciebie tylko podpis, czy zdjęcie, wyobraź sobie, że dla nich jest bardzo ważne. Mógłbyś czasem być bardziej miły... Bo wyrobisz sobie bardzo negatywną reputację...
Przemilczał to. Nie mówił nic, aż nie skończyli jeść obiadu.
-Idziesz?
Wstała z krzesła, gdy kelnerka zabrała puste talerze.
-Jesteś na mnie zły?
-Nie... Jestem zły na siebie. Ale zaraz przejdzie.
Wyszli z restauracji.
Zauważyli, że przy samochodzie Mario stoi jakiś mężczyzna z aparatem w ręku. Gdy tylko ich ujrzał, zaczął robić zdjęcia.
-Co Pan robi?!
Naskoczył na niego Mario.
Już chciał zabrać mu aparat, albo przyłożyć mężczyźnie, ale powstrzymała go Lili.
-Ej, uspokój się. Nie ma sensu.
Spojrzała w jego oczy. Wydawał się uspokoić. Fotoreporter oczywiście nie oszczędzał na miejscu w aparacie i robił fotki tej dwójce.
-Przepraszam, mogę zadać kilka pytań?
Podeszli do niego. Lili puściła tylko do Mario miły uśmiech i wsiadła do samochodu zostawiając go samego.
-Tylko szybko, śpieszę się.
Oparł się o karoserię samochodu.
-Rozumiem, śpieszy Pan się do dziewczyny...
Mario nic nie odpowiedział, więc paparazzi uznał to za potwierdzenie.
-Długo Pan zna tą dziewczynę?
-Lili? A na co to Panu potrzebne? Przepraszam, nie będę odpowiadał na takie pytania.
Wsiadł do auta i jak najszybciej opuścił teren restauracji.
------------
I drugi rozdział :)
Krótki, bo krótki, ale mam nadzieję, że się podoba :*
16 lutego, 2014
I. Ktoś chyba powinien zmienić dilera- czyli rodzeństwo Alcântara
Jak wielka musi być więź między rodzeństwem, by jeździć za sobą niemal po całym świecie? By rezygnować dla tej drugiej osoby ze swoich spraw? By podporządkować jej życie? Podpowiadam- ogromna! A gdy to rodzeństwo jest do siebie podobne i pod względem fizycznym i psychicznym dodatkowo mają te same zainteresowania i rozumieją się bez słów, to nie ma mocy, która mogłaby zerwać więź między nimi. Bo niema nic piękniejszego na świecie niż miłość siostrzano-braterska.
<.>
W mieszkaniu panował kompletny chaos! Tak już się dzieje, jak prowadzi się "koczowniczy" tryb życia. Zmiana miejsca zamieszkania przynajmniej raz do roku, plus do tego ciągłe zabieganie nie pozwalają na urządzenie się w mieszkaniu. Mimo, że w tym mieszkaniu są już od ponad roku, kartony z ciuchami i innymi rzeczami nadal zajmują centralne miejsce w salonie. Gdyby się przyjrzeć dokładniej, zauważy się również worki wypełnione przeróżnymi drobiazgami w każdym rogu pokoju. Syf kompletny!
-Mam Cię odebrać po treningu?
Brunet siedział na szarej kanapie w salonie i pakował do torby treningowej swoje żółto pomarańczowe korki z napisem TRLA, co w pełnym znaczeniu oznacza- Thiago Rafinha Lili Alcântara. Jego imię i imię jego rodzeństwa.
-Nie, raczej nie.
Stała przy lusterku w łazience i wiązała swoje kręcone, ciemne włosy w wysokiego kucyka.
-No dobra, tylko później nie miej pretensji, że musiałaś wracać na piechotę. Jak ostatnio.
Zapiął czarną torbę z czerwonym herbem i przewiesił ją sobie przez ramię.
-To była inna sytuacja. Jestem umówiona z Sophie. Mamy wybrać się na zakupy, więc będę później w domu.
Wyszła z łazienki i również zaczęła wkładać najpotrzebniejsze rzeczy do swojej torby treningowej.
-Zakupy...
Ciężko odetchnął.
-To baw się dobrze.
Pocałował siostrę w policzek i chwycił za klamkę od drzwi wejściowych. Gdy je otworzył, ujrzał stojącą przed nim blondynkę z pomalowanymi ustami na krwisto czerwony.
-Cześć Thiago.
-No cześć i zarazem żegnam.
Minął ją w drzwiach i po krętych schodach zszedł do swojego auta. Dziewczyna tylko odprowadziła go wzrokiem.
-Jezu jaki on jest seksowny!
Zatrzasnęła za sobą drzwi i z rozmarzoną miną położyła się na kanapie.
-Jezu jaka ty jesteś głupia!
Zaczęła ją przedrzeźniać brunetka, która właśnie skończyła pakować strój sportowy do torby.
-No nie moja wina, że tak bardzo mi się podoba... Zresztą bardzo dobrze wiesz.
Usiadła na szarej, miękkiej kanapie i przyglądała się przyjaciółce.
-Thiago nigdy nie zwróci na Ciebie uwagi. Jesteś moją przyjaciółką. Przyjaciółką jego młodszej siostry, a co z tym idzie- jesteś gówniarą. Poza tym jemu nie w głowie teraz dziewczyny. Skupia się na piłce. Nie jedna już próbowała mu zawrócić w głowie...
Założyła na nogi czarne adidasy, zapięła bluzę i przewiesiła czarno czerwoną torbę przez ramię. Stojąc przy otwartych drzwiach czekała na przyjaciółkę. Już po kilku chwilach szły chodnikiem na stadion.
-Wiesz... Ale gdybym tak którąś noc spędziła u Was... I zupełnie przez przypadek miałabym na sobie moja najseksowniejszą bieliznę... I pomyliłabym pokoje kładąc się przy nim na łóżku... Może by zmienił o mnie zdanie? Jak sądzisz?
-Sądzę, że masz nie równo pod sufitem, ale próbuj. Tylko żeby nie było, że Cię nie ostrzegałam.
Niemka tylko uśmiechnęła się pod nosem i poprawiła torbę, która zdobiła jej wysportowane ciało.
Obie dziewczyny grały w żeńskiej drużynie Bayernu Monachium.
Sophie tutaj się urodziła. Ten klub zawsze miała w sercu. Cieszyła się, że teraz jest jego częścią. Gra na pozycji środkowego pomocnika, ale równie dobrze radzi sobie na skrzydłach.
Lili z kolei jest typowym snajperem. Ma instynkt zabójcy w polu karnym przeciwnika. Gdy tylko ma piłkę przy nodze, bez najmniejszego problemu umieszcza ją między słupkami. Do tego mimo jej stosunkowo niskiego wzrostu, dobrze gra głową oraz jest obunożna. Oczywiście dużo bardziej precyzyjne i mocniejsze strzały oddaje ze swojej lewej nogi, ale prawą też strzeliła nie jedną bramkę. Jest napastnkiem kompletnym dlatego marzy, by jakieś inne kluby zwróciły na nią uwagę. W Bayernie jest głównie przez brata. Gdy on podpisał kontrakt z tym klubem, postanowiła, że też spróbuje swoich sił w Niemczech. Wcześniej grała w żeńskiej sekcji piłki nożnej w FC Barcelonie. Ale jakoś nikt nie potrafił odkryć jej talentu. Przez rok zagrała tylko w jednym meczu i to przez ostatnie dziesięć minut. Zostawiła piłkę, zajęła się szkołą. Skończyła szkołę średnią z wyróżnieniem. Dopiero po trzech latach do niej wróciła, tutaj w Monachium.
-Pamiętasz o zakupach dzisiejszych?
Spytała się, gdy zakładała opaskę uciskową na prawe kolano.
-No przecież zabiłabyś mnie, gdybym zapomniała. Powiedziałam nawet Thiago, że ma po mnie nie przyjeżdżać.
-A mógł jechać z nami! Świetnie by było!
-Dziewczyno-wtrąciła się wysoka, postawna blondynka stojąca w pobliżu rozmawiających- Przecież Alcântara nie zwróci na Ciebie uwagi. To jest piłkarz na światowym poziomie. Nie w głowie mu takie fujary jak ty.
Machnęła ręką, na której wisiała opaska Bayernu Monachium.
-Przypomnę Ci, że też grasz w tej drużynie, fujaro. A poza tym nie wtrącaj się, bo Ciebie nikt o zdanie nie pytał.
-Ja przynajmniej nie podkochuje się w kimś, u kogo wiem, że nie mam szans!
-Ciebie nawet by nikt nie chciał! Spójrz na siebie! Jesteś większa niż nie jeden facet! W barach masz więcej niż mój ojciec. A twarz masz brzydszą niż mój pies!
Blondynka aż zrobiła się cała czerwona! Faktycznie, przypominała bardziej mężczyznę niż kobietę, dlatego Sophie nie powinna z nią zaczynać... Jest od niej o połowę chudsza. Może nie dużo niższa, ale w jej spodnie zmieściły by się jej dwie.
Gdy widziała zbliżającą się do niej dziewczynę, wiedziała, że będzie z nią źle.
-Odszczekaj to!!!
Nim się spostrzegła, leżała na podłodze i czuła na sobie ciężar jakim jest atakująca blondynka.
-Helga! Zejdź z niej!
Krzyczała z boku stojąca Lili, która bała się nie tylko o zdrowie, ale także o życie przyjaciółki.
-Nie z Tobą siostro gwiazdorzyny rozmawiam! Jesteś tutaj tylko dlatego, że brat się za Tobą wstawił! Nic nie jesteś warta!
-O ty kurwo!
Jej zdenerwowanie sięgnęło zenitu! Nikt jej nie będzie mówił, że nie potrafi grać w piłkę. Że nie ma talentu. Dobrze wie, że potrafi kopnąć piłkę lepiej niż niejeden chłopak. A brat piłkarz to tylko ozdoba, nic więcej.
Już po chwili leżała jej na plecach i poprzez owinięte ręce wokół jej szyi zaczęła ją dusić.
-Złaź ze mnie ty mała suko!
Próbowała ściągnąć z siebie brunetkę, ale ta za mocno się jej uczepiła. Zapominając już o Sophie, która ją przezwała, wstała z niej i teraz zajęta była tylko tym czymś, co wisiało jej na plecach i dusiło ją od tyłu. Swoją stroną, bardzo dobrze się przyczepiła. Helga kręciła się w kółko i próbowała zrzucić z siebie brunetkę, ta jednak tak sprytnie i mocno się w nią "przytuliła" że chyba nikt nie dałby rady jej z siebie zrzucić.
-Przeproś! To Cię puszczę!
Krzyczała na nią.
Sophie korzystając z całego zamieszania ściągnęła z nogi korka i czekając chwilę, aż Helga ustawi się w dobrej pozycji uderzyła ją kilka razy w głowę i brzuch. Musiała przecież pomóc przyjaciółce. Ale Helga nie dawała za wygraną! Była tak twarda, że pomysł Sophie nie przyniósł większych rezultatów.
-Co się tutaj wyprawia?!
Do szatni weszła Pani trener. Nie mogła dłużej prowadzić rozgrzewki, gdy słyszała te krzyki dochodzące z szatni. Wchodząc niemal nie przeżyła zawału! Wyobrażasz sobie to? Wielka kobieta, z nieco mniejszą kobietą na plechach, która ją dusi, druga mniejsza kobieta stojąca na podłodze i bijąca tą dużą korkiem? No sorry, ale ktoś chyba powinien zmienić dilera.
-Już! Alcântara! Złaź z niej! Rosenau odłóż tego buta, a ty Helga przetrzyj twarz, bo cała się oplułaś!
Krzyczała trenerka.
Nie musiała czekać dłużej na efekty. Już po chwili dziewczyny stały w rzędzie i wpatrywały się w trenerkę.
-Kolejny raz przyłapuje Was na bójce! Ile można?! Weźcie bijcie się w domu, parku, ale nie na stadionie! Nie na treningu! Już i tak macie na pieńku z prezesem! A teraz, gdy dowie się o kolejnej bójce, nie wiem, czy Was nie wyrzuci!
Dziewczyny tylko stały z opuszczonymi głowami i nic nie mówiły. Takie bójki z udziałem akurat tej trójki zdarzały się bardzo, ale to bardzo często. Średnio raz na dwa tygodnie trafiały do gabinetu prezesa, który dawał im ostatnią szansę, bo wiedział jak kluczowymi piłkarkami są dla jego klubu. A ile tych ostatnich szans dostawały, już nie zliczę.
-Pani trener! Niech Pani nic nie mówi... Nie chcemy wylecieć... Wiemy, że nie powinnyśmy, ale no...
Przerwała Sophie.
-Ale no nie ma gadania! Już, to prezesa! Przez Was znów obetnie mi premię!
Z opuszczonymi głowami szły za zdenerwowaną trenerką, która reszcie drużyny rozkazała biegać wokół boiska, dopóki nie wróci.
Weszły do sąsiedniego budynku i krocząc długim, białym korytarzem weszły do drzwi umieszczonych na końcu. Trener, gdy znów zobaczył świętą trójcę nawet się nie zdziwił tylko kazał usiąść trenerce, a dziewczynom stać przy biurku.
-Znowu poszło o to samo? Dziewczyny! Ile razy mam Wam tłumaczyć! Gracie w jednej drużynie! Walczycie w jednej sprawie! Nie możecie tak się zachowywać...
Żadna nie miała odwagi, by odpowiedzieć coś prezesowi. Nie chciały jeszcze bardziej pogarszać swojej sytuacji.
-Jestem zmuszony Was zawiesić. Wszystkie.
Powiedział stanowczo. Nie obeszło się to od komentarzy ze strony dziewczyn. Znów zaczęły na siebie naskakiwać, mówiąc, że to wina tej drugiej.
-Spokój ma być! Zachowujecie się skandalicznie! Powinienem Was wyrzucić na zbity ryj! Ale za dużo robicie dla klubu! Siadać na kanapie i czekamy na Waszych rodziców!
Krzyczał i zaczął wykręcać pierwszy numer.
-Przepraszam, moi rodzice raczej tutaj nie przyjadą.
Z poirytowaniem w głosie powiedziała Lili.
-Alcântara! Myślisz, że nie wiem?! Siedź cicho!
Zadzwonił najpierw do rodziców Helgi. Jej ojciec jak zwykle w biurze, nie obchodziła go córka, więc stwierdził, że nie może po nią przyjechać. Jej matka się zgodziła. Ale to też nie było jej na rękę, bo musiała zamknąć swój sklep mięsny.
Jeśli chodzi o rodziców Sophie, przyjechali oboje. Dla nich córka była oczkiem w głowie, dlatego gdy usłyszeli o jej kolejnej bójce czuli wstyd za córkę. Oj chyba nie wyjdzie przez następne dwa tygodnie z pokoju...
-Lili, Twój brat nie odbiera.
Prezes spojrzał w stronę brunetki siedzącej między Helgą, a Sophie.
-A jak ma odebrać, skoro ma trening? To chyba logiczne, że nie ćwiczy z telefonem w majtkach...
Przewróciła oczami.
-W takim razie sobie tutaj posiedzisz. Wy dwie na korytarz i czekać na swoich rodziców. Pani trener już dziękuję, premii znów nie będzie. A ty Alcântara siedzisz tu, dopóki Twój brat po Ciebie nie przyjedzie.
Założyła ręce na piersi i ze zdenerwowaną miną oparła się o oparcie kanapy.
-Trzymaj się...
Usłyszała tylko, gdy Sophie zamykała za sobą drzwi.
Została sama w nie dużym pokoju. Było z niego okno na stadion. Widziała swoje koleżanki, które biegały wokół boiska.
Próbowała dodzwonić się do Thiago, nie odbierał.
Przeglądając puchary, które stały na półce przy drzwiach usłyszała, że przyszli rodzice Sophie. Prezes wziął ich do osobnego pokoju i przedstawił całą sytuację.
Spojrzała na zegarek, jedenasta dwadzieścia. Thiago ma trening do dwunastej, plus dwadzieścia minut na przebranie i dziesięć na dojazd tutaj. Nie miała zamiaru czekać ponad godziny! Musiała wymyśleć coś innego.
Ostatni raz zadzwoniła do Thiago. Znów to samo.
Włączyła swoją książkę telefoniczną. Nikt się nie nadawał, by mógł ją stąd wyciągnąć. Aż natrafiła na jedno nazwisko.
-------------
Cześć i czołem! :D
Witam na moim kolejnym blogu, już ósmym :)
Opowiadanie pisane na szczególne prośby ze strony mojej koleżanki... Ma małe schizo, cóż zrobisz, nic nie zrobisz.
Opowiadanie nie o Barcelonie, ale raczej już zdążyłyście się domyśleć o jaki klub chodzi.
Nie jestem jakoś specjalnie ich fanką, ale czego nie zrobi się dla koleżanki?
Od razu mówię, że to opowiadanie będzie dość krótkie, przynajmniej na tą chwilę takie będzie.
Mimo wszystko mam nadzieję, że Wam się spodoba ! :*
<.>
W mieszkaniu panował kompletny chaos! Tak już się dzieje, jak prowadzi się "koczowniczy" tryb życia. Zmiana miejsca zamieszkania przynajmniej raz do roku, plus do tego ciągłe zabieganie nie pozwalają na urządzenie się w mieszkaniu. Mimo, że w tym mieszkaniu są już od ponad roku, kartony z ciuchami i innymi rzeczami nadal zajmują centralne miejsce w salonie. Gdyby się przyjrzeć dokładniej, zauważy się również worki wypełnione przeróżnymi drobiazgami w każdym rogu pokoju. Syf kompletny!
-Mam Cię odebrać po treningu?
Brunet siedział na szarej kanapie w salonie i pakował do torby treningowej swoje żółto pomarańczowe korki z napisem TRLA, co w pełnym znaczeniu oznacza- Thiago Rafinha Lili Alcântara. Jego imię i imię jego rodzeństwa.
-Nie, raczej nie.
Stała przy lusterku w łazience i wiązała swoje kręcone, ciemne włosy w wysokiego kucyka.
-No dobra, tylko później nie miej pretensji, że musiałaś wracać na piechotę. Jak ostatnio.
Zapiął czarną torbę z czerwonym herbem i przewiesił ją sobie przez ramię.
-To była inna sytuacja. Jestem umówiona z Sophie. Mamy wybrać się na zakupy, więc będę później w domu.
Wyszła z łazienki i również zaczęła wkładać najpotrzebniejsze rzeczy do swojej torby treningowej.
-Zakupy...
Ciężko odetchnął.
-To baw się dobrze.
Pocałował siostrę w policzek i chwycił za klamkę od drzwi wejściowych. Gdy je otworzył, ujrzał stojącą przed nim blondynkę z pomalowanymi ustami na krwisto czerwony.
-Cześć Thiago.
-No cześć i zarazem żegnam.
Minął ją w drzwiach i po krętych schodach zszedł do swojego auta. Dziewczyna tylko odprowadziła go wzrokiem.
-Jezu jaki on jest seksowny!
Zatrzasnęła za sobą drzwi i z rozmarzoną miną położyła się na kanapie.
-Jezu jaka ty jesteś głupia!
Zaczęła ją przedrzeźniać brunetka, która właśnie skończyła pakować strój sportowy do torby.
-No nie moja wina, że tak bardzo mi się podoba... Zresztą bardzo dobrze wiesz.
Usiadła na szarej, miękkiej kanapie i przyglądała się przyjaciółce.
-Thiago nigdy nie zwróci na Ciebie uwagi. Jesteś moją przyjaciółką. Przyjaciółką jego młodszej siostry, a co z tym idzie- jesteś gówniarą. Poza tym jemu nie w głowie teraz dziewczyny. Skupia się na piłce. Nie jedna już próbowała mu zawrócić w głowie...
Założyła na nogi czarne adidasy, zapięła bluzę i przewiesiła czarno czerwoną torbę przez ramię. Stojąc przy otwartych drzwiach czekała na przyjaciółkę. Już po kilku chwilach szły chodnikiem na stadion.
-Wiesz... Ale gdybym tak którąś noc spędziła u Was... I zupełnie przez przypadek miałabym na sobie moja najseksowniejszą bieliznę... I pomyliłabym pokoje kładąc się przy nim na łóżku... Może by zmienił o mnie zdanie? Jak sądzisz?
-Sądzę, że masz nie równo pod sufitem, ale próbuj. Tylko żeby nie było, że Cię nie ostrzegałam.
Niemka tylko uśmiechnęła się pod nosem i poprawiła torbę, która zdobiła jej wysportowane ciało.
Obie dziewczyny grały w żeńskiej drużynie Bayernu Monachium.
Sophie tutaj się urodziła. Ten klub zawsze miała w sercu. Cieszyła się, że teraz jest jego częścią. Gra na pozycji środkowego pomocnika, ale równie dobrze radzi sobie na skrzydłach.
Lili z kolei jest typowym snajperem. Ma instynkt zabójcy w polu karnym przeciwnika. Gdy tylko ma piłkę przy nodze, bez najmniejszego problemu umieszcza ją między słupkami. Do tego mimo jej stosunkowo niskiego wzrostu, dobrze gra głową oraz jest obunożna. Oczywiście dużo bardziej precyzyjne i mocniejsze strzały oddaje ze swojej lewej nogi, ale prawą też strzeliła nie jedną bramkę. Jest napastnkiem kompletnym dlatego marzy, by jakieś inne kluby zwróciły na nią uwagę. W Bayernie jest głównie przez brata. Gdy on podpisał kontrakt z tym klubem, postanowiła, że też spróbuje swoich sił w Niemczech. Wcześniej grała w żeńskiej sekcji piłki nożnej w FC Barcelonie. Ale jakoś nikt nie potrafił odkryć jej talentu. Przez rok zagrała tylko w jednym meczu i to przez ostatnie dziesięć minut. Zostawiła piłkę, zajęła się szkołą. Skończyła szkołę średnią z wyróżnieniem. Dopiero po trzech latach do niej wróciła, tutaj w Monachium.
-Pamiętasz o zakupach dzisiejszych?
Spytała się, gdy zakładała opaskę uciskową na prawe kolano.
-No przecież zabiłabyś mnie, gdybym zapomniała. Powiedziałam nawet Thiago, że ma po mnie nie przyjeżdżać.
-A mógł jechać z nami! Świetnie by było!
-Dziewczyno-wtrąciła się wysoka, postawna blondynka stojąca w pobliżu rozmawiających- Przecież Alcântara nie zwróci na Ciebie uwagi. To jest piłkarz na światowym poziomie. Nie w głowie mu takie fujary jak ty.
Machnęła ręką, na której wisiała opaska Bayernu Monachium.
-Przypomnę Ci, że też grasz w tej drużynie, fujaro. A poza tym nie wtrącaj się, bo Ciebie nikt o zdanie nie pytał.
-Ja przynajmniej nie podkochuje się w kimś, u kogo wiem, że nie mam szans!
-Ciebie nawet by nikt nie chciał! Spójrz na siebie! Jesteś większa niż nie jeden facet! W barach masz więcej niż mój ojciec. A twarz masz brzydszą niż mój pies!
Blondynka aż zrobiła się cała czerwona! Faktycznie, przypominała bardziej mężczyznę niż kobietę, dlatego Sophie nie powinna z nią zaczynać... Jest od niej o połowę chudsza. Może nie dużo niższa, ale w jej spodnie zmieściły by się jej dwie.
Gdy widziała zbliżającą się do niej dziewczynę, wiedziała, że będzie z nią źle.
-Odszczekaj to!!!
Nim się spostrzegła, leżała na podłodze i czuła na sobie ciężar jakim jest atakująca blondynka.
-Helga! Zejdź z niej!
Krzyczała z boku stojąca Lili, która bała się nie tylko o zdrowie, ale także o życie przyjaciółki.
-Nie z Tobą siostro gwiazdorzyny rozmawiam! Jesteś tutaj tylko dlatego, że brat się za Tobą wstawił! Nic nie jesteś warta!
-O ty kurwo!
Jej zdenerwowanie sięgnęło zenitu! Nikt jej nie będzie mówił, że nie potrafi grać w piłkę. Że nie ma talentu. Dobrze wie, że potrafi kopnąć piłkę lepiej niż niejeden chłopak. A brat piłkarz to tylko ozdoba, nic więcej.
Już po chwili leżała jej na plecach i poprzez owinięte ręce wokół jej szyi zaczęła ją dusić.
-Złaź ze mnie ty mała suko!
Próbowała ściągnąć z siebie brunetkę, ale ta za mocno się jej uczepiła. Zapominając już o Sophie, która ją przezwała, wstała z niej i teraz zajęta była tylko tym czymś, co wisiało jej na plecach i dusiło ją od tyłu. Swoją stroną, bardzo dobrze się przyczepiła. Helga kręciła się w kółko i próbowała zrzucić z siebie brunetkę, ta jednak tak sprytnie i mocno się w nią "przytuliła" że chyba nikt nie dałby rady jej z siebie zrzucić.
-Przeproś! To Cię puszczę!
Krzyczała na nią.
Sophie korzystając z całego zamieszania ściągnęła z nogi korka i czekając chwilę, aż Helga ustawi się w dobrej pozycji uderzyła ją kilka razy w głowę i brzuch. Musiała przecież pomóc przyjaciółce. Ale Helga nie dawała za wygraną! Była tak twarda, że pomysł Sophie nie przyniósł większych rezultatów.
-Co się tutaj wyprawia?!
Do szatni weszła Pani trener. Nie mogła dłużej prowadzić rozgrzewki, gdy słyszała te krzyki dochodzące z szatni. Wchodząc niemal nie przeżyła zawału! Wyobrażasz sobie to? Wielka kobieta, z nieco mniejszą kobietą na plechach, która ją dusi, druga mniejsza kobieta stojąca na podłodze i bijąca tą dużą korkiem? No sorry, ale ktoś chyba powinien zmienić dilera.
-Już! Alcântara! Złaź z niej! Rosenau odłóż tego buta, a ty Helga przetrzyj twarz, bo cała się oplułaś!
Krzyczała trenerka.
Nie musiała czekać dłużej na efekty. Już po chwili dziewczyny stały w rzędzie i wpatrywały się w trenerkę.
-Kolejny raz przyłapuje Was na bójce! Ile można?! Weźcie bijcie się w domu, parku, ale nie na stadionie! Nie na treningu! Już i tak macie na pieńku z prezesem! A teraz, gdy dowie się o kolejnej bójce, nie wiem, czy Was nie wyrzuci!
Dziewczyny tylko stały z opuszczonymi głowami i nic nie mówiły. Takie bójki z udziałem akurat tej trójki zdarzały się bardzo, ale to bardzo często. Średnio raz na dwa tygodnie trafiały do gabinetu prezesa, który dawał im ostatnią szansę, bo wiedział jak kluczowymi piłkarkami są dla jego klubu. A ile tych ostatnich szans dostawały, już nie zliczę.
-Pani trener! Niech Pani nic nie mówi... Nie chcemy wylecieć... Wiemy, że nie powinnyśmy, ale no...
Przerwała Sophie.
-Ale no nie ma gadania! Już, to prezesa! Przez Was znów obetnie mi premię!
Z opuszczonymi głowami szły za zdenerwowaną trenerką, która reszcie drużyny rozkazała biegać wokół boiska, dopóki nie wróci.
Weszły do sąsiedniego budynku i krocząc długim, białym korytarzem weszły do drzwi umieszczonych na końcu. Trener, gdy znów zobaczył świętą trójcę nawet się nie zdziwił tylko kazał usiąść trenerce, a dziewczynom stać przy biurku.
-Znowu poszło o to samo? Dziewczyny! Ile razy mam Wam tłumaczyć! Gracie w jednej drużynie! Walczycie w jednej sprawie! Nie możecie tak się zachowywać...
Żadna nie miała odwagi, by odpowiedzieć coś prezesowi. Nie chciały jeszcze bardziej pogarszać swojej sytuacji.
-Jestem zmuszony Was zawiesić. Wszystkie.
Powiedział stanowczo. Nie obeszło się to od komentarzy ze strony dziewczyn. Znów zaczęły na siebie naskakiwać, mówiąc, że to wina tej drugiej.
-Spokój ma być! Zachowujecie się skandalicznie! Powinienem Was wyrzucić na zbity ryj! Ale za dużo robicie dla klubu! Siadać na kanapie i czekamy na Waszych rodziców!
Krzyczał i zaczął wykręcać pierwszy numer.
-Przepraszam, moi rodzice raczej tutaj nie przyjadą.
Z poirytowaniem w głosie powiedziała Lili.
-Alcântara! Myślisz, że nie wiem?! Siedź cicho!
Zadzwonił najpierw do rodziców Helgi. Jej ojciec jak zwykle w biurze, nie obchodziła go córka, więc stwierdził, że nie może po nią przyjechać. Jej matka się zgodziła. Ale to też nie było jej na rękę, bo musiała zamknąć swój sklep mięsny.
Jeśli chodzi o rodziców Sophie, przyjechali oboje. Dla nich córka była oczkiem w głowie, dlatego gdy usłyszeli o jej kolejnej bójce czuli wstyd za córkę. Oj chyba nie wyjdzie przez następne dwa tygodnie z pokoju...
-Lili, Twój brat nie odbiera.
Prezes spojrzał w stronę brunetki siedzącej między Helgą, a Sophie.
-A jak ma odebrać, skoro ma trening? To chyba logiczne, że nie ćwiczy z telefonem w majtkach...
Przewróciła oczami.
-W takim razie sobie tutaj posiedzisz. Wy dwie na korytarz i czekać na swoich rodziców. Pani trener już dziękuję, premii znów nie będzie. A ty Alcântara siedzisz tu, dopóki Twój brat po Ciebie nie przyjedzie.
Założyła ręce na piersi i ze zdenerwowaną miną oparła się o oparcie kanapy.
-Trzymaj się...
Usłyszała tylko, gdy Sophie zamykała za sobą drzwi.
Została sama w nie dużym pokoju. Było z niego okno na stadion. Widziała swoje koleżanki, które biegały wokół boiska.
Próbowała dodzwonić się do Thiago, nie odbierał.
Przeglądając puchary, które stały na półce przy drzwiach usłyszała, że przyszli rodzice Sophie. Prezes wziął ich do osobnego pokoju i przedstawił całą sytuację.
Spojrzała na zegarek, jedenasta dwadzieścia. Thiago ma trening do dwunastej, plus dwadzieścia minut na przebranie i dziesięć na dojazd tutaj. Nie miała zamiaru czekać ponad godziny! Musiała wymyśleć coś innego.
Ostatni raz zadzwoniła do Thiago. Znów to samo.
Włączyła swoją książkę telefoniczną. Nikt się nie nadawał, by mógł ją stąd wyciągnąć. Aż natrafiła na jedno nazwisko.
-------------
Cześć i czołem! :D
Witam na moim kolejnym blogu, już ósmym :)
Opowiadanie pisane na szczególne prośby ze strony mojej koleżanki... Ma małe schizo, cóż zrobisz, nic nie zrobisz.
Opowiadanie nie o Barcelonie, ale raczej już zdążyłyście się domyśleć o jaki klub chodzi.
Nie jestem jakoś specjalnie ich fanką, ale czego nie zrobi się dla koleżanki?
Od razu mówię, że to opowiadanie będzie dość krótkie, przynajmniej na tą chwilę takie będzie.
Mimo wszystko mam nadzieję, że Wam się spodoba ! :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)